Coraz więcej dziur w chodnikach, drogach i na poboczach. Mieszkańcy podsumowują sposób ich zabezpieczania, który bywa często kuriozalny i nieskuteczny.
– Fakt, że zawsze znajdzie się jakiś sposób zabezpieczenia niebezpiecznych miejsc. Można mieć, co prawda, wątpliwości co do skuteczności działań zabezpieczających – mówią jeleniogórzanie z ulicy Kasprowicza.
Często zabezpieczeń dziur brakuje. Wówczas dzieci – biegnąc ulicą czy poboczem drogi – mogą wpaść do środka, a dorośli – potknąć się lub poobijać.
– Złodzieje kradną na potęgę żeliwne pokrywy studzienek kanalizacyjnych. A później ten czy tamten nogę złamał, bo wpadł w dziurę – uważa pan Janusz.
– W ostatnich dniach kolejne z kuriozalnych zabezpieczeń studzienki pojawiło się tuż obok mostu na ulicy Jana Pawła II, na przeciwko dworca PKS – opowiada mieszkanka, która tą ulica chodzi na zakupy do supermarketu.
– Kilka gałązek owiniętych taśmą, nie sprawia wrażenia stabilnej bariery – dodaje jej mąż, którego zaskoczył ten sposób zabezpieczania niebezpiecznych dziur.
Chyba że to nie miało być zabezpieczenie, ale oznakowanie miejsca.
Zważywszy na liczbę ulicznych pułapek, nie tylko dla pieszych, ale i samochodów, dobrym pomysłem byłoby umieszczenie poodkrywanych studzienek czy najbardziej niebezpiecznych dziur w chodnikach na szczegółowej mapce, umieszczonej gdzieś w centrum.
Przynajmniej mieszkańcy i turyści – zwłaszcza ci z dziećmi – wiedzieliby, które miejsca należy omijać.