Egipskie ciemności i dziury w drogach prowadzących do trzech zamieszkałych bloków to codzienność mieszkańców ulicy Kadetów. Po likwidacji jednostki wojskowej, w której szkolono oficerów i chorążych wojsk radiotechnicznych, władze wojskowe i samorządowe zapewniały, że całe koszary zostaną zagospodarowane.
Rzeczywiście, część koszar przejęta przez Kolegium Karkonoskie może być wzorem zagospodarowania terenów powojskowych. Ale już druga część, powyżej torów kolejowych to teren dzielony po kawałeczku bez wyraźnego pomysłu. W porozumieniu podpisanym przez ówczesnego prezydenta miasta i Agencję Mienia Wojskowego zapisano, że po sprzedaży budynków teren przejmie miasto.
– Kupiliśmy mieszkania w pięknej części miasta – mówi mieszkanka bloku przy ulicy Kadetów, Agnieszka Bartkowiak – Ale gdy już zamieszkaliśmy tutaj, zaczęliśmy jeździć do pracy i wychodzić z psem na wieczorne spacery, okazało się, że jesteśmy zapomnianymi przez ludzi i Boga. Chociaż Bóg sobie o nas przypomniał pierwszy, bo w tym roku odwiedził nas ksiądz po kolędzie. Gorzej z ludźmi. Miasto kompletnie nie interesuje się swoimi mieszkańcami.
Terenu, gdzie mieszka ponad 300 osób nie oświetla ani jedna latarnia. Dojście z przystanku do domu po zmroku bez latarki grozi co najmniej uszkodzeniami ciała. Drogi, szumnie przemianowane w zeszłym roku z Podchorążych na Kadetów, Elewów, Radarową i płk. Wacława Kazimierskiego to bardziej tor przeszkód niż miejskie trakty. Łatwiej wdepnąć w dziurę, niż trafić na cały kawałek asfaltu. Kierowcy, żeby nie łamać zawieszenia wjeżdżają na jeszcze porządne chodniki. Z kolei ochroniarze obiektów, którymi jeszcze zarządza Agencja Mienia Wojskowego kładą na chodnikach grube gałęzie, żeby powstrzymać kierowców.
Trzy budynki powojskowe kupiła, wyremontowała i sprzedała firma Kobo, wymieniona w piśmie Agencji Mienia Wojskowego kierowanym do władz Jeleniej Góry 28 grudnia 2006 roku, jako sprawca bałaganu.
– To jakaś bzdura, jak mam teraz, po trzech latach bronić się, że uszkodzona droga to wynik normalnej eksploatacji a nie wina ciężarówek, które przywiozły sprzęt? – pyta prezes firmy Kobo, Krzysztof Dębski – Zrobiliśmy co do nas należało, a nawet więcej. Na nasz koszt wymieniliśmy kratki ściekowe z betonowych na żeliwne w drodze należącej do Agencji.
Teren wokół budynków jest uporządkowany, trawa zasiana, śmietniki postawione, budynki oddane do użytku. Współpraca z AMW od początku była ciężka. Nie dostaliśmy żadnego planu instalacji podziemnych, podobno nadal były tajne. Stąd potem, przy pracach ziemnych wyciągaliśmy jakiś kabel, albo rurę.
– Tym, co robimy, interesowali się tylko byli oficerowie z tej jednostki – dodaje wspólnik Marek Bielewski. – Gdy z pierwszego budynku musieliśmy znad wejść do klatek schodowych skuć orły, od razu zaprotestowali żołnierze. Obiecaliśmy im, że na pozostałych budynkach orły zostaną. I tak się stało. Zadzwonili do mnie z podziękowaniami, że dotrzymałem danego słowa. Nam się kończy już rękojmia na ostatni budynek. A mieszkańcy mają rzeczywiście problem. Drogi tam prawie nie ma, latarnie nieczynne, a w Agencji nowa ekipa, która chyba jeszcze nie wie, co ma w zasobie. To jeszcze potrwa.
Zastępca prezydenta Jerzy Łużniak winę za bałagan przypisuje poprzednim władzom miasta, które nie kupiły całych byłych koszar – choć powinny to uczynić. – Na sprzedaży koszar różni ludzie zrobili swoje małe interesy, a teraz żądają żeby miasto po nich posprzątało. Nie pozwolę na to – mówi J. Łużniak.
Z kolei Józef Kusiak ripostuje, że nigdy nie było propozycji kupna koszar. – To my zabiegaliśmy o przejęcie chociażby części dla Kolegium Karkonoskiego, tak żeby uczelnia mogła się rozwijać. Kupno koszar nie jest zadaniem własnym gminy, a o te musiałem dbać w pierwszym rzędzie. Skoro prezydent Łużniak nie potrafi załatwić do końca uporządkowania terenu przez agencję, to niech chociaż nie zrzuca odpowiedzialności na innych – mówi były szef miasta.