Samorządowcy stwierdzili, że nauka nie idzie w las i zapałali chęcią poznania mowy braci Czechów. Specjalny kurs w Bukowcu koło Kowar zorganizował Związek Gmin Karkonoskich. Zapłaciła Unia Europejska. Jeśli wszystko pójdzie dobrze z Czechami w ich własnym języku po 100 godzinach kursu będzie mogło dogadać się 20 osób.
To najczęściej pracownicy informacji turystycznych, dla których władanie czeszczyzną okazuje się czasami niezbędne. Kursanci na razie zniechęceni nie są. Co więcej, podkreślają, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Będą jednak musieli uważać na „fałszywych przyjaciół”, czyli słowa, które w obu językach brzmią podobnie, ale zupełnie co innego znaczą.
I tak cieszący się w Polsce niezbyt pozytywną opinią komornik, to po czesku poczciwy kamerdyner, a dymka – to nie rodzaj cebuli, ale fajka.
Warto przy tym wspomnieć, że szaremu obywatelowi z regionu jeleniogórskiego nauczyć się czeskiego łatwo nie jest, choć granica z południowymi sąsiadami tuż.
Lektorat dostępny jest tylko dla studentów Kolegium Karkonoskiego, a kursów nie organizuje żadna instytucja.