Części postulatów nie da się spełnić, ponieważ na ich realizację MZK nie ma pieniędzy. Wcześniej zastępca prezydenta miasta Jerzy Łużniak oświadczył, że na ewentualne rozwiązanie problemów przewoźnika można inaczej podzielić środki, które zostały mu przyznane w budżecie. Takiego rozwiązania jednak nie zastosowano.
Przypomnijmy, że kierowcy zarabiający średnio na rękę około 1300 złotych, chcą dostawać o 300 złotych więcej.
Pracownicy chcą także powrotu niektórych przywilejów socjalnych, choćby biletu wolnej jazdy i ulg dla członków swoich rodzin. Pod żądaniami podpisały się wszystkie związki zawodowe działające w MZK.
W tym przypadku decyzja nie należy do władz miasta, ale do rady, która ustala taryfę przewozów i ceny oraz decyduje o ewentualnych ulgach.
Zastępca prezydenta J. Łużniak zaprzeczył przy tym pogłoskom, jakoby MZK miał być prywatyzowany, ale nie wykluczył przekształcenia zakładu w spółkę prawa handlowego.
Kierowcy, głównie osoby w sile wieku, zmian się obawiają. – Wielu z nas pracuje tu od lat i czeka na osiągnięcie wieku emerytalnego. Młodzi do pracy w firmie się raczej nie garną – argumentują związkowcy.
Tłumaczą to faktem, że miejski przewoźnik nie motywuje młodych. – Znaczącej podwyżki płac nie było tu od dawna – mówią. – A warunki pracy są trudne.
Widmo strajku komunikacji miejskiej na razie nie zostało oddalone. Związkowcy zapowiadają wstąpienie na drogę sporu zbiorowego z dyrekcją. Jeśli nie przyniesie to rozwiązania, będą protestować: najpierw pikiety pod ratuszem, później – ograniczenia w kursowaniu autobusów, w końcu – przerwanie pracy.