Rozdzwonione telefony na lekcjach, SMS-y, nagrywanie nauczycieli – to już przeszłość. Większość szkół wprowadziła już zakaz używania komórek. Był to zresztą jeden z punktów słynnego programu „Zero tolerancji” eksministra Romana Giertycha.
– Pomysł się sprawdza – mówi Marek Przeorski, dyrektor Gimnazjum nr 3 w Jeleniej Górze. Szkoła jako jedna z pierwszych w mieście, jeszcze przed wdrożeniem programu Giertycha, wprowadziła zakaz korzystania z telefonów komórkowych. Decyzję taką podjęli: rada szkoły, rada rodziców oraz samorząd.
Zasady są proste: uczniowie mogą przynieść telefon ze sobą, ale nie mogą z niego korzystać. Ani na lekcjach, ani nawet na przerwie. – W wyjątkowych sytuacjach mogą przyjść do sekretariatu i tam wyjąć telefon i zadzwonić – mówi dyrektor. A co z nieposłusznymi? Aparat zostanie skonfiskowany i zdeponowany w sekretariacie. Odebrać go będą mogli rodzice ucznia.
W innych szkołach jest podobnie. W „jedynce” na drzwiach do klas wiszą kartki z przypomnieniem o obowiązku wyłączenia telefonu. W „dwójce” na lekcjach telefony także mają milczeć.
– To wynika choćby z zasad dobrego wychowania – tłumaczy Jolanta Studniarek, wicedyrektor Gimnazjum nr 2. – Nie wyobrażam sobie, żeby komuś zadzwonił telefon np. w kościele, na wykładzie czy podczas jakiejś ważnej uroczystości. Tak samo jest na lekcji.
Zakaz w „dwójce” dotyczy także używania na lekcjach popularnych empetrójek. – Nauczyciele nie noszą w tym czasie słuchawek i tego samego oczekują od uczniów – tłumaczy Jolanta Studniarek.
Niepokorni nie są jednak karani. Obowiązuje ich tzw. system logicznych konsekwencji. To swego rodzaju taryfikator, utworzony zresztą przez uczniów. – Za pierwszym razem uczeń jest grzecznie upominany – mówi dyrektor. – Jeśli sytuacja się powtórzy, są dalsze konsekwencje. W ostateczności zabieramy telefon i oddajemy go rodzicom.
Jak twierdzą dyrektorzy, sytuacje, w których konfiskuje się komuś telefon zdarzają się sporadycznie. – Uczniowie zaakceptowali zasady. Sytuację rozumieją także rodzice. Większość nie ma pretensji, że zabieramy dzieciom telefony, a wręcz przeprasza za zachowanie swoich pociech – mówi Marek Przeorski.
A co na to uczniowie? – Jak ktoś się uprze, to i tak wyśle SMS na lekcji – mówi Marta, gimnazjalistka z Jeleniej Góry. – Tylko trzeba się pilnować, żeby nauczyciele nie zauważyli.