Niestety, jak powiedział prowadzący festiwal, znany z telewizji Waldemar Malicki, na scenie zasiadł raczej delegacja publiczności, gdyż większość krzeseł pozostała wolna. I niech żałują ci, co mogli przyjść, a nie zjawili się tego wieczora w przybytku muzyki.
Muzycy okazali się wbrew obiegowej opinii pozbawieni poznańskiej powściągliwości i dali z siebie wszystko. Zagrali muzykę taneczną, walce, a tango w ich wykonaniu, z użyciem oryginalnych instrumentów na których Argentyńczycy wygrywają co im w duszy gra było mistrzowskie. Równie zachwycające były jazzowe standardy oraz muzyka przypominająca grupę Osjan, jeśli jeszcze ktoś pamięta ich muzykę ziemi i świata. Wszystko to było podlane humorem, zgodnie z nazwą festiwalu, ale nic na siłę. Ich żarty muzyczne pokazywały tylko, że instrumenty są ich drugą duszą, bo potrafią z nich wydobyć wszystko.
Gdy dołączył do nich Jerzy Karwowski, muzyk nie tylko jazzowy, występ przerodził się w prawdziwe show. Karwowski sam o sobie powiedział, że jest dużym człowiekiem z małymi instrumentami, bo nawet saksofon wyglądał w jego rękach niepoważnie. Ale każdy instrument w rękach Karwowskiego dał z siebie wszystko. Zachwyciły standardy filmowe z obrazów polskich i zagranicznych., doskonałe jazzowe utwory na saksofonie i klarnecie, a na koniec muzyka folkowa i klezmerska zagrana w specjalnym pseudożydowskim stroju. Muzycy zagrali kilka bisów i pożegnali się z publicznością.