Głosowanie poprzedziła długa dyskusja, z której relację zamieścimy jutro (26.06).
- Dziękuję wszystkim radnym, którzy głosowali. Bardziej oczywiście dziękuję tym, którzy głosowali „za” – mówił żartobliwie prezydent Marcin Zawiła. - Ale moim przeciwnikom dziękuję za poważną dyskusję o tym, przed czym stoimy. Myślę, że poza absolutorium wszyscy mamy poczucie że mimo tych trudnych czasów, mamy zaszczyt prowadzić miasto ludzi ambitnych i każdemu z nas powinno zależeć na jego rozwoju – dodał.
Jaki był budżet 2012?
Marcin Zawiła: Trudny, bo była powódź, a poza tym coś, co na początku nazywano recesją gospodarczą, okazało się być kryzysem gospodarczym i to było czuć. Z jednej strony podatki od czynności cywilno – prawnych powinny nam gwałtownie spaść, a w Jeleniej Górze mieliśmy wzrost podatku. Mieliśmy minimalny spadek podatku PIT, ale te różnice nie były duże. Największym problemem budżetu 2012 roku była sprzedaż mienia, Gwałtownie spadło zainteresowanie nieruchomościami i przez to nie wykonaliśmy tego punktu budżetu na osiem milionów złotych w stosunku do zakładanego. W tym roku „poszły nam” dwie duże transakcje po pół miliona złotych i mam wrażenie, że coś się rusza. Mimo różnych przesunięć zadania, które sobie założyliśmy są wykonywane, a instytucje kultury zmieściły się w finansach, mimo że głoszono, że upadną. Z jednej strony staraliśmy się i staramy racjonalizować wydatki, a z drugiej strony walczymy o zwiększenie dochodów. Obecnie nie widzę zagrożenia dla miasta. W Jeleniej Górze przez wiele lat zaniedbywano stronę dochodową, nie było planów przestrzennych, była mała podaż nieruchomości, co powodowało, że przychody były niewielkie. Zbycie nieruchomości daje pieniądze ze sprzedaży, ale i z podatków od nieruchomości. Majętni jeleniogórzanie wybudowali się m.in. Komarnie czy Jeżowie Sudeckim i tam płacą podatki. Staramy się temu przeciwdziałać i myślę, że w budżecie 2012 widać pierwsze tendencje optymistyczne.
Największy Pana osobisty sukces i największa porażka…
Wykonie budżetu było największym sukcesem, przy utrzymaniu tempa inwestowania w Jeleniej Górze, w tym m.in. otwarcie Draexlmaiera, działki dla firmy OPSO, która powstaje. To są nowe miejsca pracy, co dla mieszkańców i dla nas jest najważniejsze. Porażek zapewne wymienią mi mnóstwo, ale dla mnie największym kłopotem była powódź w Maciejowej, bo to były ewakuacje ludzi, w których uczestniczyłem i które obserwowałem, gdzie było zagrożone ludzkie życie. Srzeliły ogromne mosty. Było to ogromne przedsięwzięcie logistyczne. To była walka z żywiołem, na który nie mieliśmy wpływu.
Jaką ocenę wystawiłby Pan sobie w skali od 1 do 6?
Nie będę sobie wystawiał oceny, bo nie traktuję kierowania miastem jako festiwalu piękności. Mam wrażenie, że niektórzy obserwujący lokalną scenę polityczną widzą co chwilę królika wyskakującego z kapelusza, który pokazuje, jak w ciągu trzech sekund można uzdrowić rozwój miasta rozwijającego się od 900 lat. Ja wiem, że jest to proces długotrwały. Więc albo kierujemy Jelenią Górę na rozwój, albo wyskakujemy z kapelusza, zwiększamy gwałtownie wydatki bieżące i blokujemy możliwość inwestowania…