Przypomnijmy. Karetka pogotowia ratunkowego jechała z samego rana do poszkodowanego do Szklarskiej Poręby. Kierowca ambulansu włączył zarówno sygnalizację świetlną, jak i dźwiękową. Wjechał na skrzyżowanie Al. Jana Pawła II i Kiepury na czerwonym świetle. W tym czasie z ul. Kiepury wyjechał – mający zielone światło – 26-letni kierowca fiata 126p. Doszło do zderzenia. Pod wpływem uderzenia ambulans zahaczył o krawężnik, przewrócił się i sunął po asfalcie na boku około 60 metrów. Dyrekcja pogotowia podjęła decyzje o zwolnieniu kierowcy karetki.
– Nie było to pierwsze takie zdarzenie z udziałem tego pracownika, a popełniony błąd dyskwalifikuje go w tej pracy – mówi dyrektor pogotowia Dariusz Kłos. – Podobnych sytuacji z udziałem tego kierowcy było w ostatnich latach więcej. Żadne wcześniejsze nie było tak poważne, ale też z ponosiliśmy koszty naprawy ambulansów. Tym razem, tylko cudem wszyscy wyszli z tego cało. Przepisy dają kierowcy pojazdu uprzywilejowanego prawo do niestosowania się do zasad ruchu drogowego, w tym wjeżdżania na czerwonym świetle, ale nakłada również na niego obowiązek zachowania szczególnej ostrożności, która w tym przypadku nie została zachowana. Potwierdziło to nagranie monitoringu miejskiego. Policja uznała kierowcę karetki za jedynego sprawcę zdarzenia – dodaje dyrektor.
Dariusz Kłos podkreśla, że kierowca karetki – niezależnie o stanu pacjenta - ma obowiązek dojechać na miejsce w czasie możliwie najszybszym. – Nie może jednak sam stwarzać zagrożenia dla innych uczestników ruchu i pacjentów przewożonych tą karetką – wyjaśnia dyrektor Kłos. – Pojazd uprzywilejowany może wjechać na czerwonym świetle jeśli wszyscy inni kierowcy ustąpią mu pierwszeństwa. W tym przypadku zamiast rozsądku, pojawiła się brawura, brak logicznego myślenia, brak przewidywania następstw swojego działania. Kierowca wjechał na czerwonym świetle na skrzyżowanie z prędkością 70 km/h. Nie upewnił się, czy nie doprowadzi do wypadku. Natomiast tuż po uderzeniu wykonał gwałtowny manewr doprowadzając do przewrócenia się karetki na bok. Stworzył zagrożenie na drodze. Nie dojechał do pacjenta. Zniszczył karetkę. Szacowany koszt naprawy ambulansu to ponad 100 tys. zł. Opóźnił czas udzielenia pomocy osobie wzywającej pogotowie. Moja decyzja nie mogła być inna. W pogotowiu ratunkowym jest specjalna procedura wyjaśniania takich spraw, której dopełniliśmy. Wysłuchaliśmy kierowcy, który nie potrafił wyjaśnić swojego zachowania. Obejrzeliśmy monitoring. Dlatego została umowa została wypowiedziana z winy pracownika, ale w trybie trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. Więc wspomniany pracownik będzie pracował jeszcze do marca br. – dodaje D. Kłos.
Próbowaliśmy skontaktować się ze zwolnionym pracownikiem, ale w dziale kadr nie udostępniono nam jego numeru telefonu. Zostawiliśmy więc numer telefonu do siebie i czekamy na kontakt. 34-latek jest kierowcą jeleniogórskiego pogotowia ratunkowego od 2007 roku.
Film Telewizji StrimeoTV