Kwartet klarnetowy w składzie: Mikołaj Trzaska, Wacław Zimpel, Michał Górczyński, Paweł Szamburski, podczas występu w MDK „Muflon” zaprezentował współczesne spojrzenie na muzykę żydowską. Muzykę, która nie mogła nikogo pozostawić obojętnym. Tuż przed koncertem, klarnetowy kwartet opowiedział, dlaczego słuchając koncertu muzyki improwizowanej uczestniczymy w cudzie, ile w improwizacji jest improwizowania i dlaczego trzeba posiąść umiejętność słuchania i mówienia w jednym czasie.
Co stanowi trzon muzyki improwizowanej?
Mikołaj Trzaska: W dużej części nasza muzyka jest oparta na dialogu. Dialogu pomiędzy muzykami – tak już jest z muzyką i tak powinno być. U nas ten proces jest bardzo przezroczysty. Przypominamy trochę przeszklony zegar, w którym widać wszystkie tryby.
W ten sposób trochę się odsłaniacie.
Mikołaj Trzaska: Demaskujemy w ten sposób trochę proces twórczy muzyka, pozwalamy ludziom do niego zaglądnąć. Poruszamy się na scenie w ten sposób, żeby widz mógł zobaczyć, jak łączymy się, jak rozstajemy, jak budujemy kontrapunkty, jak podążamy za sobą, jak zadajemy pytanie, jak sobie na nie odpowiadamy, jak rodzi się myśl muzyczna, jak jest przeprowadzana, kiedy się zaczyna i kończy, w jaki sposób jest kontynuowana, jak się przeradza, jak ewoluuje i jak w efekcie dochodzi do poważnego klimaksu, by potem gdzieś w którymś momencie z wielkim hukiem upaść albo gdzieś cicho się zakończyć.
Sporo tego. Jak udaje się Wam nie pogubić w tej improwizacji?
Mikołaj Trzaska: W naszym przypadku używamy kilku form, które gdzieś wcześniej są przygotowane, czyli tematów, do których sięgamy wtedy, kiedy chcemy. Samą improwizację budujemy jednak na tym, co zastajemy. Przyjeżdżamy np. do takiego miejsca, jak tutaj do Sobieszowa, siedzimy, obserwujemy, przy nas właśnie złamała się gałąź pod ciężarem jabłek i prawdopodobnie będzie to rzutowało na to, co potem pojawi się na scenie.
Ile więc w tym wszystkim improwizacji, a ile zamierzonego działania?
Mikołaj Trzaska: Trudno to oddzielić, rzeczywistość zewnętrzna dyktuje to, co się dzisiaj pojawi. Należy jednak uzmysłowić sobie, że aby grać taką muzykę, jaką gramy, trzeba się bardzo solidnie do tego przygotowywać. Słowo improwizacja jest trochę nieszczęśliwe w języku polskim, ponieważ kojarzy się z taką chatką Robinsona – coś poskładane, ale nie wiadomo jak. A to są lata nauki, lata praktyki, spędzone na ćwiczeniu samemu, na szukaniu własnego języka, ale też lata spędzone razem, uczenie się od różnych ludzi, chodzenie do mistrzów, chodzenie na warsztaty.
Muzyczne doświadczenie jest najważniejsze?
Mikołaj Trzaska: Oprócz umiejętności potrzebne jest ogromne doświadczenie, nie tylko muzyczne, ale też socjalne. Gramy muzykę, w której panuje bardzo dużo sprzeczności. Trzeba być strasznie silną indywidualnością przy stu procentach spolegliwości. Trzeba słuchać i grać w tym samym momencie. Dla wielu muzyków wciąż jest to właściwie nie do pojęcia.
Wacław Zimpel: Wszystko zależy też od kontekstu, w jakim gramy. Na próbach w bardzo luźny sposób opracowujemy przede wszystkim tematy. Każdy zna melodię, ale staramy się aranżować rzeczy na żywo. Muzyka improwizowana ma bardzo dużo szerokich kontekstów i różnych porządków. Jest to też nazwa wymyślona, żeby nie kojarzyła się np. z jazzem, z jakimś ścisłym kanonem. Pod muzyką improwizowaną kryją się czasami rzeczy tak zapisane i tak przemyślane. Na próbach musimy określić sobie przestrzeń, w której się poruszamy, musimy wszystko bardzo dokładnie nazwać i być konsekwentnym.
Mikołaj Trzaska: To jest też tak, że im dłużej istniejemy, tym więcej potrzebujemy prób. Każdy z nas ma bardzo dużo pomysłów, więc potrzebujemy granic, żeby opowiedzieć jakąś historię. Musimy nakreślić sobie kwadrat czy koło w obrębie którego będziemy się poruszać.
A jakie zadanie ma publiczność? Ma tylko słuchać?
Michał Górczyński: Przede wszystkim publiczność musi być grzeczna (śmiech). Ma reagować, ma uczestniczyć, ma się podobać. Zawsze jest inaczej. Publiczność jest bardzo ważna, ponieważ bierze udział w koncercie. Czasami wydaje mi się, że w naszym przypadku musi się trochę bardziej napracować, bo wymaga to trochę wysiłku.
Mikołaj Trzaska: I wbrew pozorom, jest to muzyka dla każdego. Mam wrażenie, że widz uwielbia, kiedy muzyka powstaje właśnie dla niego i to tak naprawdę zachwyca ludzi na koncercie najbardziej, chociaż nawet nie zdają sobie z tego sprawy – oto powstało coś, co wcześniej nigdy nie istniało i teraz, właśnie przy nim się pojawiło.
A co dla was jest najważniejsze w muzyce, którą tworzycie?
Michał Górczyński: Najważniejsze jest, aby posługiwać się własnym językiem. Muzyk wytwarza ten język. Mało to, że go wytwarza – on decyduje się na niego, decyduje się na to, żeby go rozwijać. I wtedy właśnie jest twórczość.
Paweł Szamburski: U zarania i podstawy każdej twórczości, z jaką się spotykamy leży improwizacja. Kompozytor podchodząc do partytury, do pustej kartki, nie ma gotowego zamysłu, z niego dopiero się to wydobywa. Myślę, że to co dzieje się z muzykami, którzy zajmują się zawodowo językiem improwizacji, to jest rodzaj budowania odpowiedzialności w sobie, a nie głupkowatego grania wszystkiego, co przychodzi na język. Jest to rodzaj wycinania z siebie i odpowiedzialności za ruch, bo grając w kwartecie nie odpowiadasz za swój język i swoją wypowiedź, ty odpowiadasz za język czterech muzyków, którzy grają na raz i musisz powiedzieć czasami jedną literę za zdania, które masz w głowie, żeby ta litera zafunkcjonowała w zdaniu, które mówi kwartet. Tylko wtedy może powstać muzyką, która przyjmuje dla odbiorców wręcz formę kompozycji, w której wszystko się zgadza, brzmi. To właśnie wynika z tej zbiorowej świadomości i odpowiedzialności.
Mikołaj Trzaska: Tworząc muzykę improwizowaną, jesteś świadkiem cudów, uczestniczysz w cudzie, bo jesteś w zespole, który gra, jesteś jego częścią, która porusza się nawet bez twojej świadomości, a nawet z twoją świadomością, ale bez twojej woli. To jest coś niesłychanego. Idziesz za tym, choć nie wiesz, co się dzieje.
Wacław Zimpel: To, co wydobywa się z ciebie, dzieje się bardzo często poza decyzją, wpadasz w pewien rodzaj transu. Zaczynasz grać i nie wiesz do końca dlaczego wybierasz te, a nie inne dźwięki, ale one zaczynają pasować do tego, co na tej scenie się wydarza. Na pewno można to racjonalnie wytłumaczyć, ale z drugiej strony jest to pewna tajemnica. Tajemnica, w której możemy uczestniczyć.