Ta sprawa odbiła się głośnym echem w całej Polsce. Mateusz B., 22 – letni mieszkaniec Prabut, metalową rurką pobił kota. Skatowane zwierze nie przeżyło ataku. Całe zdarzenie filmowała partnerka mężczyzny. O sprawie zaczęło być głośno w kraju, gdy w styczniu tego roku nagranie zdarzenia pojawiło się w sieci. Policja natychmiast podjęła działania w celu ujęcia sprawcy bestialstwa. Ten kilka dni po opublikowaniu filmu uprzedzając swoje zatrzymanie sam zgłosił się do organów ścigania. To samo zrobiła też jego partnerka.
Prokuratura w akcie oskarżenia zarzuciła obojgu sprawcom popełnienie przestępstwa znęcania się nad kotem ze szczególnym okrucieństwem. Przestępstwo to zagrożone jest karą do 5 lat pozbawienia wolności oraz grzywną. Przynajmniej na razie jednak nie trafią oni za kratki, gdyż sąd w Kwidzynie wobec mężczyzny orzekł karę roku ograniczenia wolności oraz 2-letni zakaz posiadania zwierząt, a dla nagrywającej zdarzenie kobiety - 6 miesięcy ograniczenia wolności i również 2-letni zakaz posiadania zwierząt.
Stosunkowo łagodne potraktowanie przez sąd sprawców zakatowania kota wywołało oburzenie obrońców zwierząt, którzy już teraz zapowiadają złożenie apelacji od wyroku.
Uważam wyrok wydany przez Sąd Rejonowy w Kwidzynie za skandaliczny - mówi Konrad Kuźmiński z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. - Oznacza on, że oprawcy zwierząt w Polsce mogą spać spokojnie. Sędzia orzekający jednocześnie stwierdził, że oburzenie społeczne w tej sprawie jest wyolbrzymione. W ten sposób pokazał, że ustawę o ochronie zwierząt można wyrzucić do śmieci. Większą reprymendę dostałem za swój wniosek odnoszący się do wymierzenia sadyście kary bezwzględnego pozbawienia wolności, niż Mateusz B. za swój haniebny czyn - podkreśla K. Kuźmiński.