W budynku mieszka siedem rodzin, w tym dziesięcioro dzieci. – Boimy się przede wszystkim o bezpieczeństwo naszych pociech – mówi Katarzyna Tokarczuk, matka piątki dzieci: półrocznej Emilki, 4-letniej Leny, 5-letniej Elizy, 8-letniej Julki i 10-letniego Michała. – Ja mieszkam na poddaszu i dzielę z tym sąsiadem ścianę. W upalne dni, nie mamy jak normalnie funkcjonować. Odór wydobywający się z mieszkania tego mężczyzny jest tak intensywny, że musimy z dziećmi uciekać z domu. Poza tym do sąsiada przychodzą ludzie, którzy jak on nadużywają alkoholu. Są libacje, po których mamy obsikane klatki schodowe i zataczające się osoby schodzące po schodach. Już nie wspomnę o tym, że tego mieszkania wychodzą karaluchy – dodaje lokatorka.
O smrodzie wydobywającym się z mieszkania Jana U. mówi też Maciej Tuchło, ojciec dwójki dzieci w wielu 6 i 11 lat. – Nasz budynek nie ma żadnej wentylacji, a ten człowiek nie ma ani bieżącej wody, ani toalety. Fekalia w wiaderku wynoszą jego koledzy, którzy rozlewają to wszystko po schodach, bo sąsiad chodzi o kulach i sam nie jest w stanie po sobie posprzątać – dodaje jeleniogórzanin.
Lokatorzy kilkakrotnie wzywali straż miejską i policję. – Kiedy jednak poprzebijano koła w moim wózku dziecięcym, zaczęłam się bać o dzieci i przestałam wzywać funkcjonariuszy – mówi Katarzyna Tokarczuk. – Jednak dalej tak nie da się żyć. W końcu podczas jakieś libacji, dojdzie do pożaru czy innej tragedii. Albo zabije nas smród – dodaje jeleniogórzanka.
60-letni Jan U., który w budynku mieszka od 20 lat, sam przyznaje, że liczy na przeniesienie do nowego lokum. - Mam niedokrwienie nóg i poruszam się o kuli, czasami nie mam siły zejść po tych schodach z II piętra, więc całymi dniami siedzę w domu – mówi. – Owszem, czasami sobie wypiję, ale w domu. Nikomu tym nie szkodzę i nie przeszkadzam. Sąsiadka obok chce się mnie pozbyć, bo poluje na moje mieszkanie, którym chce sobie powiększyć życiową przestrzeń. Tak uważam, ale prawda jest taka, że ja też potrzebuję czegoś na parterze, żebym mógł się wydostać na powietrze. Powoli tracę jednak nadzieję, że przed śmiercią dadzą mi jakieś lokum z toaletą i bieżącą wodą. To mieszkanie o powierzchni 10 mkw. dostałem po rozwodzie z żoną 20 lat temu i od tego czasu nikt mi niczego innego nie proponował - dodaje Jan U.
Rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Jeleniej Górze Cezary Wiklik informuje, że na tym lokatorze ciąży wyrok eksmisyjny, ale…
- Takie wyroki są realizowane przede wszystkim w "kolejności zapadania", a lokator relatywnie niedawno taką decyzję otrzymał – wyjaśnia Cezary Wiklik. – Częstoo (żeby nie powiedzieć, że z reguły) niemal wszyscy lokatorzy objęci takimi wyrokami bywają w mniejszym lub większym stopniu uciążliwi dla otoczenia. Stąd - w zależności od tempa pozyskiwania lokali socjalnych - są oni przenoszeni do nowych lokalizacji. W tym przypadku sprawa jest jednak szczególnie skomplikowana, bowiem z wywiadów środowiskowych, notatek MOPS, straży miejskiej, itp. wynika, że lokator sukcesywnie (z rozmaitych powodów) traci możliwość samodzielnej egzystencji, więc nie można przydzielić mu "przeciętnego" lokalu. Stąd relatywnie większe trudności w pozyskaniu nowego, niezbędnego lokum. W przypadku zaistnienia takiej możliwości - lokator zostanie przeniesiony, zgodnie z wyrokiem sądu – dodaje C. Wiklik.