3 września – pierwszy dzwonek. Rozpoczęcie nowego roku szkolnego będzie wyjątkowe. Uczniowie po raz pierwszy mają pojawić się w mundurkach, a raczej ujednoliconych strojach. To, co na siebie założą, umundurowania raczej nie przypomina.
Mimo ujednolicenia szkolnego odzienia, wyprawka – którą dzieci i młodzież włożą do teczki – wciąż będzie wskazywała na podział społeczny: biedniejszych i bogatszych.
Dla tych pierwszych Ministerstwo Edukacji Narodowej do końca sierpnia przedłużyło termin składania wniosków na dopłaty do zakupu podręczników i „mundurków”.
Stało się tak po licznych sugestiach samorządowców, którzy sugerowali trudności w realizacji programu pomocy spowodowane trwającymi jeszcze wakacjami. O dopłatę mogą starać się rodziny, w których dochód na jednego członka rodziny nie przekracza 351 złotych.
Do tej pory w Jeleniej Górze złożono prawie 300 wniosków o dopłatę do zakupu podręczników i 690 na dopłatę do zakupu szkolnych mundurków. Jednorazowe dofinansowanie szkolnego mundurka wynosi 50 zł bez względu na jego ogólny koszt. Zainteresowanym rodzicom szczegółowych informacji udzielają dyrektorzy szkół.
Ci bogatsi wsparcia nie potrzebują, za to już myślą, jak tu zaszpanować od 3 września. Strojem się nie da, bo ma być jednolity dla wszystkich. Ma też ukrócić szkolną rewię mody. Ale popisać można się czymś innym, choćby plecakiem. Tu minister edukacji nie przewidział żadnej jednolitości.
Równie bogata może być jego zawartość. Rodzice, których na to stać, już fundują swoim pociechom „wypasioną” wyprawkę. Jej zawartość wymienia tygodnik Wprost. W plecaku ucznia, który chce być trendy, musi się znaleźć notes Van Gogha renomowanej firmy Moleskine, taśma klejąca w formie piłki nożnej, lewitujące pisaki (na specjalnej podstawce z magnesami, które „utrzymują” flamaster w powietrzu) czy też „martwy Fred” – figurka z silikonu, w którą można wbijać ołówki, na przykład w celu odstresowania się i „zemsty” na nielubianym nauczycielu.
Kłopot może być z podręcznikami. Na co najmniej 300 tysięcy złotych dziennie opiewają zamówienia jednej księgarni na szkolne książki. Za komplet nowości przeciętny rodzic wyda kilkaset złotych. Oblężenie półek nastąpi w najbliższych dniach.
Problemem jest postawa wydawnictw, które czują koniunkturę i co roku wypuszczają na rynek nowe książki, co czasami uniemożliwia korzystanie z podręczników używanych.
Wydawcy tłumaczą, że nie chodzi tu tylko o zyski, ale też względy praktyczne. – Bywa, że książki się dezaktualizują. A jeśli chodzi o ćwiczenia, to co roku trzeba drukować nowe. Trudno sobie wyobrazić, aby uczniowie korzystali ze starych, z już rozwiązanymi zagadnieniami w środku – mówi jeden z przedstawicieli handlowych hurtowni zajmującej się, między innymi, obrotem podręcznikami.
– Na zamówione książki trzeba czekać około dwóch dni. Po 1 września czas ten się wydłuża – wyjaśnia Krystyna Rępińska z księgarni Libra przy ul. Pionierów Jeleniej Góry.
Szacuje się, że na przeciętną wyprawkę, nawet bez wypasionych gadżetów, trzeba wydać co najmniej kilkaset złotych. Im dziecko starsze, tym więcej kosztuje szkolne wyposażenie.