Chodzi o hektarowy teren, który od stycznia br. Jeleniogórskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych użyczyło na plac przeładunkowy firmie budowlanej, z którą współpracuje.
- Nasz koszmar zaczyna się od rana – relacjonuje Maciej Rudnicki, którego dom bezpośrednio sąsiaduje z obecnym składem materiałów budowlanych. – Cztery ciężarówki „zapuszczają motor”, wyją i trują. Ale to jeszcze nic. Prawdziwe piekło jest chwilę później i trwa do późnych godzin wieczornych. Ciężarówki wożą na zmianę piach, kruszywo i kostkę betonową. Wszystko to zrzucają pod moje okna. Codziennie setki ton. Przedwczoraj było 12 ciężarówek piachu i kilka kruszywa, wczoraj podobnie. Przy każdym rozładunku ziemia się trzęsie i drżą mury naszych domów. Wszystko unosi się w powietrzu i do tego ten huk – opowiada ciepliczanin.
Pod skargą do prezydenta podpisało się 37 rodzin z czterech ulic. - Wszyscy odczuwamy ten koszmar, ale pan Maciej i jego mama najbardziej – mówi Iwona Adamczyk, której dom od placu oddzielony jest drogą. – Zazwyczaj nie ma mnie w domu, bo pracuję do późna, ale kiedy jeden dzień nie poszłam do pracy to myślałam, że zwariuję od tego hałasu. Tak jest dzień w dzień, od rana do wieczora – dodaje pani Iwona.
Mieszkańcy próbowali rozmawiać z przedsiębiorcą, by przeniósł miejsce rozładunku dalej od zabudowań. Ale rozmowy zakończyły się fiaskiem.
- Plac ma hektar więc można byłoby w ostateczności zrzucać to wszystko przy siatce, dalej od budynków mieszkalnych – mówi Maciej Rudnicki. – Dostałem nawet obietnicę, że zmienią to miejsce, ale minęły trzy tygodnie i dalej jest jak było. Od prokurenta JPRD usłyszałem, że jeśli mieszkamy przy przedsiębiorstwie budowlanym, to musimy się liczyć z niedogodnościami. Ale to nie my mieszkamy przy placu, to oni kupili kilka lat temu ten plac przy naszych domach, w których my mieszkamy od kilkudziesięciu lat. To oni są na terenie Uzdrowiska i powinni się dostosować przede wszystkim do prawa. Plan zagospodarowania przestrzennego wyraźnie mówi, że ten teren przeznaczony jest pod usługi. Podobny problem był w 1964 roku, kiedy poprzedni właściciel próbował tu składować śmieci i „palić asfalt”. Wtedy mieszkańcy poszli do sądu i sprawę wygrali. Teraz my jesteśmy gotowi na złożenie pozwu zbiorowego. Nie jesteśmy przeciwko przedsiębiorcy, ale nie pozwolimy na to, co on z nami bezkarnie robi. Jego działania powodują zanieczyszczanie, przekroczenie określonych norm hałasu i zapylenia. Ja i moja matka mamy astmę. Mamy dać się zabić tylko dlatego, że JPRD chce zarobić naszym kosztem kilka złotych użyczając plac jakieś firmie? Pójdziemy do sądu i zażądamy nie tylko zaprzestania tej działalności, ale i uporządkowania tego terenu oraz wysokich odszkodowań – zapowiada mieszkaniec Cieplic.
Tomasz Frygiel, prokurent Jeleniogórskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych twierdzi jednak, że firma działa zgodnie z prawem. - Powiedziałem panu Rudnickiemu, że przesuniemy miejsce zrzucania tych materiałów pomiędzy nasze dwa magazyny, ale to tyle co możemy zrobić – usłyszeliśmy w rozmowie telefonicznej. – Jeśli ktoś mieszka przy przedsiębiorstwie drogowym, to nie może się spodziewać, że będziemy hodować kwiaty, czy parzyć kawę. Użyczyliśmy teren do końca roku firmie, która z nami współpracuje, bo my też korzystamy z jej terenu przeładunkowego w innym mieście. Firma ta ma zrealizować inwestycję do końca roku i do tego czasu będzie z tego placu korzystać. Takie prawo daje nam plan zagospodarowania przestrzennego, który od 70. lat kwalifikował ten teren pod usługi – dodaje Tomasz Frygiel.
Sprawą osobiście zajął się prezydent Jeleniej Góry, który zlecił prawnikom zbadanie prawnego przeznaczenia tego terenu.
- Osobiście rozmawiałem z właścicielem, prosiłem by dogadał się z mieszkańcami bez naszej ingerencji – mówi prezydent Marcin Zawiła. - Obiecał mi, że przesunie miejsce zrzucania materiałów tak, by nikomu to nie przeszkadzało. Wysłałem również na miejsce straż miejską by sprawdziła sprawę, a niebawem zajmie się nią również wydział ochrony środowiska. Póki co, zajmują się nią nasi prawnicy, którzy sprawdzają, co można zrobić w tej kwestii. Rozumiem mieszkańców i przyznaję im rację, ale mam ręce związane prawem. Sprawdzamy co stanowią zapisy i dokumenty, i zastanawiamy się, jak zmotywować przedsiębiorcę, by znalazł z tej sytuacji jakieś wyjście satysfakcjonujące wszystkich – dodaje prezydent.