Do zdarzenia doszło dwa tygodnie temu w Zachodniopomorskiem we wsi Konotop koło Drawska Pomorskiego, gdzie mieszka babcia jeleniogórzanki, pani Magdaleny. To ona opowiedziała nam tę historię i pyta, czy nawet kiedy człowiekowi grozi realne zagrożenie, nie ma on prawa bronić się przez żmiją, która jest pod ochroną?
– Moja babcia szła ze swoją koleżanką na przystanek autobusowy. Kiedy na drodze zobaczyły żmije, która zaczęła na nie syczeć, 60 – letnia kobieta zaczęła „obkładać” ją laską. Kobiety myślały, że zagrożenie zostało już zażegnane, ale były w błędzie. Zatrzymał się przy nich samochód, z którego wysiadł mężczyzna i zaczął na nie krzyczeć, że żmije są pod ochroną i nie można ich zabijać. Zadzwonił na policję i kazał czekać na radiowóz. Kiedy starsze panie nie posłuchały, bo jak wyjaśniły mężczyźnie, musiały iść na autobus, który z wioski odjeżdża dwa razy dziennie, mężczyzna sam zaczekał na policję i wraz z nią wszczął pościg za autobusem – opowiada pani Magdalena.
Obydwie kobiety zostały przesłuchane, a w sprawie zabitej żmii wszczęto postępowanie, które po jakimś czasie umorzono. Mężczyzna, który zgłosił sprawcę na policję, zastrzegł jednak, że sprawy nie puści w niepamięć i złoży sprawę do sądu.
- Moja babcia ma około 70 – lat. Była przesłuchiwana w charakterze świadka, ale przeżywa ogromny stres. Nigdy nie była w sądzie, a teraz będzie musiała zeznawać w sprawie żmii, którą zabiła jej koleżanka, bo bała się ukąszenia. Moim zdaniem to jakiś absurd, który na początku nas śmieszył, ale kiedy widzę, co przeżywa moja babcia, nie jest mi do śmiechu - mówi pani Magdalena.
Zgodnie z prawem żmije, jak wszystkie gady w Polsce, są pod ochroną i za ich zabicie grozi kara grzywny lub więzienia do dwóch lat.
- Ja też jestem wrażliwa na krzywdę zwierząt, sama reaguję w przypadku znęcania się nad kotami czy psami, ale moim zdaniem takie zachowanie członka towarzystwa ochrony praw zwierząt jest lekką przesadą. Co miała zrobić ta starsza pani? Dać się ukąsić, a później modlić się by karetka dojechała na czas z surowicą? – pyta pani Magdalena.