Coraz częściej do gabinetów weterynaryjnych trafiają podloty – młode ptaki, stawiające swoje pierwsze kroki poza gniazdem – mówi Dorota Węglińska z Gabinetu Weterynaryjnego „Duże i Małe” w Jeżowie Sudeckim. - Błędnie postrzega się je jako porzucone i zagrożone. Nieświadomie zabierane są naturze i narażane są na ogromny stres, a nawet śmierć.
Wiosna i lato to czas, kiedy podloty opuszczają swoje gniazda i zaczynają trafiać do gabinetów weterynaryjnych. Interwencje te są niepotrzebne, a wynikają wyłącznie z braku edukacji. Ptaki te, zebrane z ziemi, mają niewielkie szanse na przeżycie w niewoli.
Ludzie nieopatrznie zbierają z ziemi młode ptaki, podlotki - opowiada lek. wet. Dorota Węglińska z Gabinetu Weterynaryjnego ”Duże i Małe”. - Tymczasem część ptaków, szczególnie drapieżnych, takich jak np. sowy wychowuje młode w ten sposób, że wychodzą gniazda i kroczą po ziemi pod opieką rodziców, którzy je dokarmiają, a one na tej ziemi uczą się polować, uczą się latać. Wiele osób widząc takiego podlotka, myśli, że należy mu pomóc, że należy go zebrać z tej ziemi i udzielić mu pomocy – nic bardziej mylnego. Apelujemy by tego nie robić! Takie podlotki przywiezione do lecznicy bardzo często ze względu na stres i problemy z przyjmowaniem pokarmu umierają. W ciągu sezonu ludzie przywożą kilkanaście ptaków do gabinetu weterynaryjnego w Jeżowie Sudeckim. Przeżywalność to ok. 20 procent.
Opieka jest bardzo skomplikowana, jest duża śmiertelność ze stresu – informuje technik weterynarii Agnieszka Chodniczak z Gabinetu Weterynaryjnego ”Duże i Małe”. - Karmienie powinno być co parę godzin – jest to problematyczne w nocy. Często nie chcą jeść od ludzi, bo matka ma inny system karmienia. Na terenie Jeleniej Góry i w okolicy myślę, że może dwa gabinety podjęłyby się opieki nad takim ptakiem. Istnieją specjalistyczne ośrodki, które zajmują się tym. Jeden znajduje się pod Bolesławcem, drugi w okolicach Jedliny i do takich specjalnych miejsc powinno się zawozić ptactwo jeśli jest ranne.