Zacieranie śladów przeszłości naszego regionu nie bez powodów zaczęło się od starych cmentarzy. Chcąc pozbawić kogoś tożsamości, najłatwiej odciąć go od korzeni. A to właśnie nekropolie są tymi korzeniami, które świadczą o historii i pewnym dziejowym zastaniu. Poniemieckie cmentarze – zupełnie bezbronne – jako pierwsze padły „ofiarami” powojennej rządzy zemsty. Poniekąd – biorąc pod uwagę okoliczności dziejowe – uzasadnionej. Ale czy do końca przemyślanej?
Rozdrapywanie ledwo co zagojonych ran dziś nie ma sensu. Nie jest rozsądne szukanie na siłę winnych tamtych pochopnych decyzji. Warto raczej zastanowić się, co jeszcze można ocalić. Jeśli nie przed całkowitą ruiną, to przynajmniej przed zapomnieniem. Bo to chyba najgorsza z możliwych kar: wypadnięcie z dziejowej pamięci przypisanej określonemu miejscu.
Znicz pierwszy
W mroźny poranek jedziemy na „poszukiwanie” takich miejsc. Ukrytych gdzieś w laskach, z dala od zgiełku i ruchu. W czasie, kiedy przed normalnymi cmentarzami jest tłok i kwitnie handel zaduszkowymi gadżetami, tam błoga cisza jest tym bardziej przemawiająca. Cywilizacja obraziła się na stare mogiły. Choć zapadnięte i zapomniane, trwają. Uniknęły losu tych, które starto z powierzchni ziemi
Najpierw Sobieszów. – Często się tu „bawiliśmy”, chodziliśmy na wycieczki i zastanawialiśmy się nad tajemnicą tego miejsca – mówi Marek Komorowski, sobieszowianin z urodzenia mając na myśli las nad siedzibą dyrekcji Karkonoskiego Parku Narodowego. Tam, po krótkim spacerze, napotykamy na groby. Widoczne z daleka kamienne nagrobki pośród zrzuconych przez drzewa liści. Ślady alejki, ogrodzenia. A na mogiłach ledwo widoczne nazwiska, a w zasadzie jedno, powtarzające się: Cogho. Jest jedno – o polskim brzemieniu – niemal zupełnie nieczytelne. – Może to właśnie dlatego cmentarzyk przetrwał? – zastanawiamy się.
I daty: od 1914 roku do lat 20. XX wieku. Do tego charakterystyczny krzyż. Pogrzebani w lesie polegli podczas pierwszej wojny światowej? Być może. Na pewno bogaci, skoro mogli sobie pozwolić na „prywatny” cmentarz na polanie. Kiedy tu spoczęli, drzewa – sądząc po ich dzisiejszej wielkości – były bardzo niskie. Kilka wypalonych zniczy świadczy o tym, że ktoś tu jeszcze czasem przychodzi. Być może harcerze podczas wycieczek. A miejsce nie jest wcale oznaczone. Trafić tu można tylko z kimś, kto je zna, lub przez przypadek.
Znicz drugi
Jedziemy dalej. Poza Jelenią Górę. Zbigniew Leszek z Karkonoskiego Towarzystwa Rowerowego zasugerował odwiedziny w Płonienie za Kaczorowem. Resztki kaplicy cmentarnej będącej niegdyś integralną częścią niemieckiej nekropolii, majaczą się wśród drzew. Całość na wzgórzu pośród pastwisk. Dawny cmentarz jest kompletnie zarośnięty chwastami i samosiejkami. Trzeba uważać, aby nie wpaść do solidnego grobowca z resztkami cynowych trumien.
Nie zastanawiamy się, czy są tam jeszcze ludzkie szczątki. Ostrożnie kroczymy uważając na te pułapki historii przykryte gałęziami i tonami liści. Samosiejki wyrosły w samej kaplicy. Kilka metrów od niej leży fragment krzyża. Ale nie ma tablic z jakimkolwiek personalnym zbliżeniem tych, którzy spoczęli tu na wieczność. W końcu dostrzegamy jedną, opartą na pniu, niemal wlewającą się w krajobraz przedgórza kaczawskiego i Rudaw Janowickich. Wilhelm Paelmer. Szewc. Urodzony w 1818 roku. Zmarł we wrześniu 1903. Kto o nim pamięta?
Groby dawnych mieszkańców wsi oraz – co nie jest wykluczone – członków rodu Zedlitzów, do których należały pobliski zamek i pałac (dziś w ruinie) zarosły krzewami, zapadły się i zieją pustką horroru braku pamięci. Całość to przykład traktowania dziedzictwa tych, którzy tu byli przed Polakami, przybyłymi na te tereny. Przykład o tyle wyjątkowy, że nie zniszczono kompleksu od razu, ale wydano na niego wyrok zapomnienia, który czas gorliwie wykonuje do dziś.
Znicz trzeci
Nasz następny przystanek do Miedzianka, wieś, a raczej to, co z niej zostało, blisko Janowic Wielkich. Czas zatarł wspomnienia o tym, że w zasadzie całe to miejsce jest jednym wielkim „cmentarzem” dawnej cywilizacji. Miedziankę zburzono na początku lat 70. XX wieku równając z ziemią dokonania kilkunastu pokoleń mieszkających tam niemal od średniowiecza ludzi. Zrujnowane domy zostały „pogrzebane” pod hałdami i muldami, które do dziś kryją piwnice, fundamenty i inne szczątki dóbr doczesnych.
Ale oprócz tego jest tam także cmentarz. Opuszczony, choć niezapomniany zupełnie. Dbają o niego dawni mieszkańcy oraz pobliscy lokalni patrioci, którzy od czasu do czasu zapalają znicze na grobie Johannesa Fiedlera (zmarłego w 1946 roku), ostatniego pastora w Miedziance i Mniszkowie. „Spoczywajcie w pokoju, jesteście niezapomniani” głosi dwujęzyczny napis na potężnym kamieniu nagrobnym. Ktoś położył obok popękaną tabliczkę: Pauline Bruchmann z Marciszowa, która pożegnała się z tym światem 16 czerwca 1946 roku. I to jedyne ślady tych, którzy tu byli.
– Chodzimy teraz po grobach innych – mówi nam pani, którą spotkaliśmy po drodze. – Są tu do dziś, bo cmentarz nie był ekshumowany (z niektórych nekropolii Niemcy zabrali szczątki swoich bliskich). Grobowce rodzinne, choć niemal w kompletnej ruinie, przetrwały. W przeciwieństwie do zabudowań, które bezpowrotnie zniszczono ścierając z mapy całe miasteczko, które do 1945 roku miało prawa miejskie i było przy okazji najmniejszym miastem w całych Prusach.
Epilog
Zapalamy pastorowi Fiedlerowi znicz pamięci zastanawiając się, ile jeszcze Kotlina Jeleniogórska kryje takich właśnie miejsc. Bardzo dużo. Niektóre z nich zachowano dla potomnych ze względu na polskie brzmienie niektórych nazwisk. Tak jest, na przykład, na cieplickim cmentarzu, gdzie natrafimy na kwaterę poległych w I Wojnie Światowej.
Ale i na tym samym cmentarzu po dziś dzień spoczywa Eugen Fuellener, przemysłowiec i założyciel fabryki maszyn papierniczych w Cieplicach, jego żona i rodzina. Oraz kilku jeszcze niemieckich obywateli Warmbrunn.
Mniej szczęścia miała nekropolia przy kościele Zbawiciela. Dziś jeżdżą po niej samochody (to plac Kombatantów), a o obecności w tym miejscu cmentarza świadczy latarnia pamięci.
Były cmentarz w Jeleniej Górze przy Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego dla postronnych jest na pozór parkiem. O przeszłości tego miejsca przypominają kaplice funeralne, niektóre w stanie kompletnej zapaści. To dowód na wielce ambiwalentną postawę „naszych” w stosunku do „obcych”.
Nietypowe budowle wprawdzie stoją, ale sposób traktowania większości z nich świadczy o deptaniu pamięci i braku szacunku dla tych, co byli tu przed nami.
Każdy z nas na pewno napotkał na niejeden stary cmentarz, zwłaszcza tu, w okolicach Jeleniej Góry. Niech nie zapomni o nim przynajmniej przy okazji listopadowego święta.