Mowa o jednym z najbardziej znanych dzieł Giacomo Pucciniego, operze „Madame Butterfly”, opartej na żarliwym wątku miłosnym, który połączył oficera amerykańskiego Pinkertona z piękną Cio-Cio-San, japońską gejszą z Nagasaki. Sytuacja, która często zdarzała się stacjonującym w drugiej połowie XIX wieku w Kraju Kwitnącej Wiśni europejskim i amerykańskim żołnierzom, u Pucciniego nie jest przelotnym flirtem, ale wielkim uczuciem pozostawiającym ranę w sercu trafionym strzałą Amora. Echa dzieła Pucciniego odnajdujemy w popularnej literaturze współczesnej: jego opery są bowiem ulubionym dziełem komisarza Wallandera, bohatera serii kryminalnej pióra szwedzkiego pisarza Henniga Mankella.
Z racji technicznych w Jeleniej Górze udało się jedynie zaprezentować koncertową wersję opery. W rolę narratora wcieliła się Elżbieta M. Terlega. Partię sopranu zaśpiewała Izabela Kłosińska (ceniona artystka operowa, laureatka tytułu Diva Roku oraz nagrody im. Hiolskiego za najlepszą rolę operową sezonu 2000/2001 w – nomen omen – „Madame Butterfly”), a mezzosopranu – Katarzyna Suska. Wystąpili też Krzysztof Szmyt i Rafał Barmiński (tenor) oraz Adam Kruszewski (baryton). Orkiestra Filharmonii Dolnośląskiej zagrała pod batutą Sławka A. Wróblewskiego.
Wczorajszy koncert był wydarzeniem wyjątkowym, rzadko bowiem w mieście, gdzie nie ma opery (ani teatru o muzycznych aspiracjach), można posłuchać dzieła z operowego repertuaru z najwyższej półki. Wielu fanów opery cyklicznie jeździ do Wrocławia na premiery. I – choć trudno tu o porównanie wykonania koncertowego ze scenicznym – apetyt miłośników tej formy muzycznej został częściowo zaspokojony. Nadzieję na częstsze tego typu koncerty w scenicznej oprawie daje Teatr Zdrojowy, gdzie po remoncie obiektu (zostanie wyposażony w orkiestron), będzie od przyszłego sezonu możliwość wystawienia małych oper i operetek.