Po zatrzymaniu akcji serca Marzeny Makuchowskiej z Wojcieszyc, mama 6,5–letniego Oskara i 11–letniej Oliwii, od października br. do chwili obecnej przebywa w jeleniogórskim szpitalu, ale by wróciła do zdrowia potrzebuje pilnej rehabilitacji. – Chcemy ją przetransportować do Kliniki Zdrowie w Częstochowie, ale miesięczny koszt pobytu to ok. 15 tysięcy złotych – mówi Piotr Żyła, partner chorej. – Dlatego prosimy wszystkich o pomoc w zbiórce pieniędzy, która jest naszą jedyną nadzieją i szansą na powrót Marzenki do zdrowia i dzieci – dodaje.
33-letnia Marzena Makuchowska pracowała w przedszkolu w Wojcieszycach. Jest bardzo lubiana i słynie z dobrego serca okazywanego innym. Znajomi i przyjaciele mówią też o jej niesamowitym poczuciu humoru.
- Marzena jest wspaniałą mamą i partnerką życiową – mówi Piotr Żyła. - Zawsze martwiła się o innych, a teraz jej samej przydarzyła się taka tragedia – dodaje.
Jak relacjonuje nam Piotr Żyła, pani Marzena od lat chorowała na serce. Po wielu próbach leczenia, skończyło się na testowaniu kolejnych leków, które miały być powodem dramatu czteroosobowej rodziny z Wojcieszyc.
- Wiele lat temu stwierdzono u niej arytmię i niedomykalność zastawki mitralnej – opowiada Piotr Żyła. - Z tego powodu wysłano ją do szpitala wojskowego we Wrocławiu, ale nie udało się jej tam pomóc. Po roku znowu podjęto próbę kolejnego zabiegu ablacji, ale też bez rezultatu. Kierowano nas od lekarza do lekarza i na tym się to kończyło. Od kilku lat Marzenka miała mieć rozrusznik w sercu, ale lekarze nie za bardzo chcieli go wstawić, bo mówili że jest za młoda, więc kończyło się tylko na kolejnych wizytach u lekarzy i testowaniem różnych leków, po których się źle czuła. Tak nam mijały kolejne lata. Z końcem września br. Marzenka była u nowego kardiologa w Jeleniej Górze, który zastosował leki na spowolnienie rytmu serca, tak zwane blokery, które przy tak niskim tętnie jak Marzenki (50) nie powinny mieć zastosowania. Po zażywaniu ich przez niecałe dwa tygodnie serce Marzenki zatrzymało się przed naszym domem. Po długiej reanimacji serce ruszyło – dodaje pan Piotr.
Od 11 października br. Marzena Makuchowska przebywa w jeleniogórskim szpitalu.
- Najpierw była trzy tygodnie na oddziale intensywnej terapii, obecnie przebywa na kardiologii, ale na sali „R” – mówi Piotr Żyła. - Zaczyna ruszać rękami i nogami, otwiera oczy, ale nadal nie ma z nią kontaktu. Lekarze nie dawali nam żadnych szans na jej powrót, ale w tej chwili sami mówią, że Marzenka robi ogromne postępy. Rokowania są dobre, z tym że jak najszybciej musi uzyskać pomoc specjalistyczną, co wiąże się ze sporym kosztem. Miesięczny koszt pobytu w Klinice Zdrowia w Częstochowie to około 15 tys. zł. Ja jestem kierowcą, ale od czasu kiedy Marzenka trafiła do szpitala, jestem w domu i zajmuję się dziećmi, domem i jeżdżę do szpitala do Marzenki. Jestem z tym wszystkim sam, nie mam żadnej pomocy. Przed chorobą Marzenki ja pracowałem i zarabiałem na dom, a ona zajmowała się domem. Nie potrafiłem włączyć pralki czy czegoś ugotować. Musiałem się tego wszystkiego nauczyć w trybie natychmiastowym. Teraz marzę tylko o tym, by mama moich dzieci wróciła do domu, bo Oskar i Oliwia bardzo za nią tęsknią – dodaje Piotr Żyła.
Pan Piotr zbiera pieniądze na rehabilitację pani Marzenki na portalu zrzutka.pl. Każdy kto chciałby pomóc, może przelać pieniądze na konto 28175013126888968224648132.
Link do strony to : https://zrzutka.pl/2zc36p.
Nie pozostańmy obojętni!