Na początek panowie pół żartem, pół serio wspominali pierwsze kroki swojego kabaretu. Rok 2004, kiedy Robert Motyka pracował w radiu i jako (ekskluzywny) DJ w jednym z jeleniogórskich pubów, gdzie poznał Igora – kucharza (ekskluzywnego). To tam znaleźli inspirację stworzenia „Mariolki”, która okazała się hitem i elementem rozpoznawczym Kabaretu.
W 2008 roku do niesamowitej dwójki dołączył Michał Paszczyk, świetny aktor, który wczoraj zaprezentował się m.in. w roli „Rabusia Gapy”, „Profesora”, czy starszego pana startującego do pracy w radiu. Nie zabrakło też „Nauki Tańca” z Moniką kursantką (zaproszoną z widowni) i świetnego francuskiego nauczyciela Wielkiego Marcela, odegranego przez Igora Kwiatkowskiego oraz kursanta niedorajdy Michała – Wacka.
Śmiechem do rozpuku widownia zanosiła się podczas podkładów piosenek do reklam Xenny, Stoperanu czy Viagry. Igor Kwiatkowski, który potrafi doskonale naśladować niemal wszystkie dźwięki, zaprezentował swoje wykonanie przebojów zespołu Feel - „Pokaż na co cię stać” „Pokonam siebie”, Natalii Kukulskiej „Zatrzymaj mnie” czy „Ona ma siłę” Anity Lipnickiej i zespołu Varius Manx.
Nie zabrakło też „Mariolki” w nowym wydaniu. Tym razem główna bohaterka, tradycyjnie odegrana przez Igora Kwiatkowskiego, jednak ubranego nie w kolorowy sweterek, ale szlafroczek i jeden kapeć - krokodyla, wybrała się do salonu SPA. To miejsce poleciała jej tradycyjnie „pściółka” Gabryśka, której Mariolka zdawała telefoniczną relację z pobytu w salonie odnowy. Na zaplanowanych skeczach się nie skończyło. Po skończeniu występu kabareciarze zostali ponownie wywołani na scenę gromkimi brawami. Na zakończenie spotkania z jeleniogórską publicznością wystawili m.in. „Mariolkę” 30 lat później.
- To był rewelacyjny i niesamowity występ, o wiele lepszy niż w minionym roku. Pojawiły się skecze nigdzie dotąd nie pokazywane, nie zabrakło też perfekcyjnej improwizacji. Kabaret świetnie nawiązywał kontakt z widzami. Moim zdaniem ich poziom w porównaniu do poprzedniego roku był o wiele wyższy. Jako jeleniogórzanie możemy być dumni, że mamy takich kabareciarzy, oby tylko częściej nas odwiedzali, bo jeden raz w roku to stanowczo za mało – mówi Dorota Woźniczek, jeleniogórzanka.