Jak to się stało, że znalazła się Pani w Jeleniej Górze i nadal Pani gra?
W Polsce jestem od 1997 roku, kiedy wylądowałam w Piotrkowie Trybunalskim. Przeszłam do Piotrcovii po kilku latach gry w Galiczance Lwów. Po dwóch sezonach znalazłam się w Sośnicy Gliwice, gdzie spędziłam osiem sezonów. W ubiegłym roku doszłam do wniosku, że należy zakończyć karierę. Pożegnano mnie uroczyście w Gliwicach i wróciłam do Lwowa, gdzie plątałam się z kąta w kąt przez trzy miesiące. Potem postanowiłam, że wrócę do gry. Zadzwoniłam do trenera Sośnicy – Haralda Tłuczykonta i powiedziałam, że chcę jeszcze pograć. Pomógł mi. Zgłosiło się po mnie kilka klubów, ale wybrałam Jelenią Górę po rozmowie z trenerem Zdzisławem Wąsem. Teraz mogę powiedzieć, że dobrze wybrałam na zakończenie mojej kariery, bo mam już 36 lat.
Jednak w tym przypadku można powiedzieć, że jest Pani im starsza, tym lepsza – jak wino...
Nie tylko ja, ale również: Katarzyna Jeż i Marta Oreszczuk, które też przekroczyły 30–tkę. Wspólnie staramy się pomóc w ciężkich chwilach swoim doświadczeniem młodszym od nas znacznie koleżankom z drużyny. Tak było w Lubinie, gdzie po ciężkiej walce wygrałyśmy z Zagłębiem. Chciałabym jednak powiedzieć, że ta drużyna pokaże jeszcze „lwi pazur”, bo chyba u siebie były w nienajlepszej formie. Jeśli w Jeleniej Górze zagrają na maksimum swoich możliwości, będzie to bardzo ciężki bój. Zresztą obie drużyny nie mają już nic do stracenia, a szczególnie Zagłębie. My z kolei nie chcemy wypuścić z rąk nadarzającej się okazji.
Często „języczkiem uwagi” są w takiej sytuacji kibice, a właściwie ich szczery i spontaniczny doping.
To prawda. Byłam zdziwiona tym, że w meczu z Zagłębiem w Lubinie słychać było tylko kibiców z Jeleniej Góry. Zagłuszyli oni skutecznie nielicznych fanów gospodyń. Bardzo nam pomogli. Mam nadzieję, że w Jeleniej Górze będzie jeszcze lepiej pod tym względem i kibice będą naszym dodatkowym zawodnikiem . Z góry im za to dziękuję.