To doniesienie ze środowego Dziennika. – Z dyktafonów korzystają przede wszystkim funkcjonariusze ruchu drogowego, gdzie o pomówienie przyjęcia łapówki jest najłatwiej – pisze gazeta.
W ten sposób stróże prawa bronią się przed zemstą kierowców, którzy święci nie są i straszą policję, że oskarżą ją o próbę wymuszenia łapówki. Żądają za to odstąpienia od czynności. Policjant, przeciwko któremu takie doniesienie wpłynie, ma sporo kłopotów. Dochodzenie przeciwko niemu wszczynane jest z marszu. A jeśli ma nagranie z przebiegu kontroli, czuje się pewniej i może udowodnić swoją niewinność.
Dziennik cytuje opinie z Internetowego Forum Policji, gdzie wielu policjantów – zachowując anonimowość – przyznaje, że ma dyktafony i używa ich podczas kontroli. Są przytaczane przykłady, kiedy nagranie okazało się skutecznym sposobem.
Oficjalnie sprawa „nie istnieje”, bo Wydział Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji (policja w policji) nie prowadził żadnego dochodzenia w tym kierunku. Posłowie sugerują, aby sprawę zalegalizować i zainstalować oficjalne rejestratory w radiowozach. Dzieje się tak, na przykład, w USA.
Zapytany przez Dziennik ekspert wyjaśnia, że nagrywanie na prywatny dyktafon przebiegu kontroli drogowej
zarówno z ukrycia, jak i jawnie jest bezprawne. Zgodnie z konstytucją policjant może bowiem zrobić tylko to, na co pozwalają mu przepisy prawa. Kontrola drogowa według prawa nie jest protokołowana, tak jak np. zeznania, przepisy nie pozwalają funkcjonariuszowi jej nagrywać. – Co innego kierowca. Jego obowiązuje zasada: co nie jest zabronione, jest dozwolone, kierowca może kontrolę nagrać – konkluduje gazeta.