Zwierzę leżało w rowie przy ul. Bronka Czecha, blisko sobieszowskich lasów. Kiedy strażnicy miejscy postanowili je zabrać, w przekonaniu, że jest padłe. Ale okazało się, że lis żyje. Na wzięcie żywego stworzenia, z uwagi na prawdopodobieństwo zarażenia wścieklizną, nie zgodzili się pracownicy schroniska dla zwierząt.
Lisa trzeba było zabić i pojawił się problem, bo przez dłuższy czas nie można wyznaczyć jednostki, która miała odstrzelić zwierzę. Nie chcieli tego zrobić myśliwi ze względu na brak tzw. odstrzału, policjanci nie wiedzieli, czy mogą użyć broni służbowej. Strażnicy miejscy broni nie mają, więc nie wchodzili w rachubę.
W końcu na strzał zdecydowała się policja po upewnieniu się, czy nie poniesie za to żadnych konsekwencji. Teren zabezpieczono i chorego lisa zlikwidowano. Nie wiadomo, czy zwierzę zostanie zbadane przez weterynarzy.
Służby weterynaryjne ostrzegają przed lisami, które masowo podchodzą do ludzkich siedzib. Wyżerają resztki ze śmietników. Nie boją się człowieka. W wielu przypadkach są nosicielami groźnych chorób. Dlatego, w przypadku zauważenia zwierzęcia, które dziwnie się zachowuje, należy zachować ostrożność i w żadnym wypadku nie zbliżać się do niego. Trzeba zawiadomić także odpowiednie służby: straż miejską lub policję.