Czerwona tablica kole w oczy prawie jak na placu Pigalle w Paryżu. Wiadomo, że tam są najlepsze kasztany. Na ulicy Długiej w stolicy Karkonoszy – być może – najlepsze produkty z branży, o której głośno wstyd mówić.
Dzieci, dorośli, babcie z wnuczętami, niemieckie wycieczki. Tysiące osób codziennie przechodzą obok Domu Handlowego przy ul. Długiej. Obiekt wciąż funkcjonuje w świadomości jeleniogórzan jako „Dom Dziecka” (kiedyś sprzedawano tu tylko artykuły dla najmłodszych). Teraz – także dla dorosłych. Zwłaszcza na pierwszym piętrze. Wskazuje na to duża, czerwona tablica ze słowem „Sexshop”. Wyróżnia się spośród kilkunastu innych tabliczek informacyjnych i reklamowych zamontowanych przed wejściem.
– Czy to jakaś nowa nazwa? – pytają żartobliwie niektórzy klienci. – Śmieją się też grupy Niemców, którzy wchodzą do budynku i pokazują między sobą pierwsze piętro.
Nie wszystkim do śmiechu, bo reklama niektórych gorszy. – Takiego szyldu nie powinno być w tym miejscu – ucina pan Marcin, właściciel jednego ze stoisk.
– Często przechodzę tędy z wnukami. Reklama bardzo rzuca się w oczy. To jeszcze mali chłopcy, ale potrafią już czytać i co jakiś czas pytają mnie, co to jest ten sexshop – wyznaje Wanda Dudziak. – Rozumiem, że takie sklepy też chcą jakoś funkcjonować, ale żeby zaraz taki szyld wywieszać w centrum miasta? – wzdryga się nasza rozmówczyni.
Innego zdania jest Małgorzata Bujak. – Jak ktoś chce wywiesić sobie reklamę, to niech to robi. Co to komu przeszkadza? – stwierdza.
– Dlaczego akurat taka reklama musi wisieć na zabytkowym budynku z tradycjami? Pewnie urzędnicy wydają zgodę lekką ręką na wszystko, byle by tylko pieniądze ściągać – pyta Rafał Andrzejewski, student ostatniego roku architektury. – Można przecież zamontować subtelniejszy, stylowy szyld – dodaje z przymrużeniem oka.
Ale uzyskanie zezwolenia na umieszczenie reklamy na zabytkowej fasadzie nie jest łatwe. Przekonał się o tym pewien jeleniogórzanin, który na naszą prośbę zadzwonił do jeleniogórskiego oddziału Służby Ochrony Zabytków.
– Chciałem wynająć parter kamienicy przy Wojska Polskiego na sexshop i zamontować duży szyld – powiedział urzędnikowi. Usłyszał, że pozwolenie na tablicę jest konieczne. – Najpierw trzeba się zgłosić do wydziału architektury w urzędzie miejskim, który wydaje opinię na temat możliwości montażu takiej reklamy – wyjaśnił urzędnik.
Później, z odpowiednim pismem należy udać się do konserwatora zabytków. Ten, jeśli dany obiekt jest w rejestrze, sporządza kolejną opinię, sugerującą kształt reklamy i miejsce jej umieszczenia. Szyld nie może, na przykład, zasłaniać detali architektonicznych zabytku. Gdy budynek jest tylko w spisie zabytków, inwestor zadowala się zwykłym pozwoleniem. Urzędnicy z reguły nie stwarzają problemów przy wydawaniu decyzji. Często wszystkim zajmują się firmy, które opracowują projekt i wykonują szyld.
Nikt specjalnie nie wnika w treść reklam na szyldach. Ustawa o języku polskim przymyka oko na obce wtręty, zezwalając na nie w znakach towarowych i nazwach handlowych.
– Jeśli używa się wyrazów, które mogą siać powszechne zgorszenie lub uważane są za wulgarne i obraźliwe, należy o tym zawiadomić organy ścigania – mówi Jadwiga Linde, językoznawczyni z Uniwerystetu Warszawskiego. Ale, jak dowiedzieliśmy się w straży miejskiej, szyld na ulicy Długiej oficjalnie jeszcze nikogo nie zgorszył.
Właściciela lokalu, który prosił o niepodawanie nazwiska, zarzuty o niestosowności tablicy bulwersują. – To bzdura totalna, zacofanie i głupota ludzka. Nasza reklama w żaden sposób nie jest gorsząca. Mam ją ściągać, bo nie podoba się kilku osobom? Już prędzej na reklamach rajstop są prawie nagie dziewczyny i to jakoś nikogo nie oburza – denerwuje się.
Dodaje, że takie głosy słyszy po raz pierwszy, pomimo że posiada siedem sklepów w różnych miastach. – Jako komuś to przeszkadza, to nich nie patrzy. Płacę za taką reklamą, na jaką mnie stać. Nikogo nie zmuszamy, żeby wchodził do lokalu – twierdzi.
<b> Estetyka czy erotyka </b>
W gmatwaninie jeleniogórskich szyldów trudno wyłowić jakiś rarytas nie tylko przy ul. Długiej, ale i pozostałych traktach śródmieścia. Czy reklamują seks-shop (taka jest poprawna pisownia tego zlepku), czy też dewocjonalia, lwia część tablic jest kiczowata, nieelegancka. Szyldy pasujące stylem do zabytków, na których je zamontowano, można policzyć na palcach jednej ręki. Dla porównania warto sięgnąć po niemieckie pocztówki z dawnych lat. Fakt, sklepów z artykułami erotycznymi jeszcze wtedy nie było, ale było coś znacznie bardziej ważnego: poczucie estetyki. Dziś góruje czucie erotyki. Czasy się zmieniają, ale czy zawsze idzie ku lepszemu?
tejo