- Twoje zainteresowanie koleją to przypadek?
Rafał Gestern: – Moja rodzina mieszka w Karpaczu od samego początku polskości tych ziem. Z Karpaczem związany jestem od najmłodszych lat. Dworzec był ulubionym miejscem zabaw mojego Taty i Wuja. Kiedy sam postanowiłem zamieszkać w Karpaczu, budynek dworca, nieczynna linia kolejowa i potencjał tego niewykorzystanego miejsca natychmiast przykuły moją uwagę. Okazało się, że podobny los spotkał nie tylko dworzec w Karpaczu ale również w Miłkowie, Mysłakowicach, Kowarach. Skala marnotrawstwa wydała mi się przerażająca.
Aby ożywić to miejsce wpadłeś na pomysł uruchomienia drezyn ręcznych…
– (śmiech)… Drezyny, które są dzisiaj atrakcją turystyczną Karpacza, to przede wszystkim sposób na uratowanie linii kolejowej przed rozbiórką.
Cytując słowa prof. Mirosława Chaberka, wieloletniego wykładowcy akademickiego, członka Komitetu Transportu Polskiej Akademii Nauk i ministra transportu, dzięki któremu dworzec w Karpaczu jest dzisiaj własnością gminy: „KDR to fantastyczne narzędzie do tego, aby nie rozparcelować torowisk, nie zabudować terenów kolejowych (...)”. Generalnym założeniem projektu, którego częścią są drezyny, jest ochrona dziedzictwa materialnego i historycznego oraz potencjału kolejowego Dolnego Śląska. Dążę też do zachowania publicznego charakteru przejmowanych przez samorządy nieruchomości kolejowych przeciwdziałając próbom ich sprzedaży.
Drezyny przyciągają też uwagę mediów i społeczności lokalnej. Dzięki nim udało się zebrać ponad 2000 podpisów pod petycją w obronie linii i dworca.
– Włodarze Karpacza mają jednak odmienne zdanie na temat rewitalizacji kolei. Uważają, że miasta nie stać na tak ogromne wydatki. Natomiast inwestować lepiej w drogi, bo nimi najczęściej przyjeżdżają turyści?
– Dworzec w Karpaczu stał się własnością gminy w wyniku inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców podjętej wbrew woli burmistrza. Fakt, że byłem inicjatorem tej społecznej akcji, nie przysparza mi jego sympatii. Głosowanie nad uchwałą obnażyło też słabość rady miasta: pięciu radnych głosowało przeciwko własnemu projektowi. Turyści przyjeżdżający dzisiaj do Karpacza nie mają alternatywy wyboru innego środka transportu niż transport kołowy a mieszkańcy innego wyboru niż wdychanie spalin, znoszenie hałasu i nadmiernego ruchu. Droga powiatowa Jelenia Góra Karpacz cieszy się również złą sławą z uwagi na liczbę ofiar wypadków drogowych. Rzekome wydatki gminy na rewitalizację linii to argument z gatunku science fiction.
Na terenie gminy Karpacz znajduje się 806 metrów torów. Koszt całkowitej wymiany torowiska na takim odcinku nie wyniósł by więcej 500 tysięcy złotych. Nikt jednak nie oczekuje od gminy ani wymiany torowiska, ani poniesienia tych wydatków. Zresztą drogi też nie budują się za darmo a koszty ekologiczne takich inwestycji w ogóle nie są brane pod uwagę.
- Czy jesteś pewien, że kolej jest potrzebna w Karkonoszach? Większość turystów przyjeżdża samochodami i nic się nie zapowiada, żeby mieli wybrać pociąg.
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jest to zresztą pytanie o dostępność komunikacyjną regionu i kierunki rozwoju infrastruktury transportowej. Przyjmuje się, że ok. 10 procent turystów wybiera miejsce wypoczynku, do którego może dotrzeć koleją. Ponad 30 procent odwiedzających miasto turystów uważa dojazd do Karpacza za zły a blisko 70 deklaruje przyjazd koleją, jeśli w cenę biletu wliczony będzie dojazd do pensjonatu. Karpacz jest też drugim po Wrocławiu ośrodkiem turystycznym Dolnego Śląska. Czy ktoś zastanawia się nad tym, czy Wrocław powinien mieć połączenia kolejowe? Karpacz powinien dążyć do ograniczenia ruchu samochodowego na rzecz rozwoju transportu zbiorowego. Przywrócenie transportu kolejowego i jego integracja z transportem wewnętrznym miasta jest powinna stać się dla jego władz zadaniem priorytetowym. Budowanie dostępności komunikacyjnej Karpacza w oparciu o transport indywidualny jest krótkowzroczne.
Czyli bez względu na koszty należy przywrócić dawną świetność opustoszałym dworcom i zrujnowanym torom?
– Pieniądze nie stanowią dzisiaj ogólnego problemu w realizacji projektu. Przy obfitości środków unijnych na transport, turystykę i zabytki rozbieranie linii kolejowych, których rewitalizację można sfinansować ze środków zewnętrznych, należy uznać za barbarzyństwo. Dążąc do zachowania integralności infrastruktury spotkałem się z wieloma, bardziej lub mniej absurdalnymi pomysłami na zagospodarowanie terenów kolejowych. Ich wspólnym mianownikiem była likwidacja torów kolejowych. Myślę więc, że przeciwnikom przywrócenia połączeń do Karpacza nie chodzi o brak środków finansowych, ale raczej o grunty, które mogłyby zostać uwolnione poprzez likwidację torów kolejowych. Za tymi działaniami kryją się ogromne pieniądze. Pomysł aby zamienić tory do Karpacza na ścieżkę rowerową był tak absurdalny, że przeciwko niemu wystąpiły same środowiska rowerowe. Od 2007 roku posiadamy zgodę PKP Polskich Linii Kolejowych S.A. na podjęcie samodzielnej eksploatacji linii. Gdyby nie niechęć władz Karpacza, już w tym roku dotarłby tu pociąg.
– Jaki masz pomysł na zagospodarowanie dworca kolejowego?
– Nie chodzi tu tylko o dworzec w Karpaczu ale również w Miłkowie, Mysłakowicach, Kowarach i Kamiennej Górze, która również niedawno przystąpiła do realizacji projektu Rewitalizacji Kolejki Karkonoskiej.
Projekt zakłada, że dworce zostaną zagospodarowane przez samorządy na realizację celów własnych w dziedzinie kultury, edukacji i turystyki. Część powierzchni może zostać zagospodarowana komercyjnie przynosząc zyski gminie jednak zawsze w warunkach własności samorządowej, która gwarantuje zachowanie wpływu na sposób zagospodarowania. Przeniesienie do dworca pod Śnieżką Muzeum Zabawek Henryka Tomaszewskiego jest dobrym pomysłem na ożywienie dolnej części Karpacza. Sam dworzec jak i jego otoczenie pozwalają jednak na kreowanie wydarzeń kulturalnych na znacznie większą skalę. Starałem się pokazać ten potencjał organizując na dworcu wystawy i happeningi. Włodarze Karpacza po przejęciu dworca przeznaczyli go jednak na skład budowlany.
– Dziękuję za rozmowę.