O sprawie pisze we wtorkowym wydaniu Polska Gazeta Wrocławska. Zwierzęta po zgonie właścicielki zostały bez opieki. Zmarła kobieta była często widywana w Kowarach otoczona sforą kundli. Psy gryzły mieszkańców, a nawet utrudniły sanitariuszom pomoc, kiedy ich „pani” złamała nogę i trzeba było wzywać pogotowie ratunkowe.
Teraz zwierzętami nie ma kto się zająć. Córka zmarłej właścicielki mieszka za granicą i nie zamierza wracać do kraju. Nawet koszty pochówku spadły na gminę. I to ona musi się psami zaopiekować – zauważa Polska Gazeta Wrocławska.
I tu jest kłopot. Lokatorzy nie mogą znieść odoru psich odchodów, a same kundle wyłażą przez dziurę w drzwiach i terroryzują ludzi, w tym dzieci ze znajdującej się w pobliżu szkoły podstawowej.
Gmina rozeznała się, czy nie ma chętnych do przygarnięcia czworonogów. Nikt się nie zgłosił. Burmistrz nie może samodzielnie zdecydować o uśpieniu kundli, a w schroniskach dla zwierząt brakuje miejsc. Samorządowcy zwrócili się do weterynarza z prośbą o orzeczenie, czy psy można zlikwidować. Lekarz weterynarii cytowany przez gazetę sugeruje uśpienie zwierząt. – Są naprawdę groźne – argumentuje.