Przykład przyszedł z Krakowa. W królewskim mieście będą organizowane egzaminy dla tych, którzy chcą się popisać muzycznymi umiejętnościami na chodniku. Kto nie zda, nie dostanie licencji i będzie mogła go przegonić straż miejska.
Urzędnicy w ten sposób chcą uchronić uszy turystów i mieszkańców przed pseudomuzykami, którzy chałturzą rzępoląc na różnych instrumentach i fałszują głosem. Kto chce mieć licencję, będzie musiał zaprezentować repertuar, który zostanie oceniony przez muzyków profesjonalnych.
A w Jeleniej Górze? Trudno wielkością miasta porównać, ale jedno łączy nas z Krakowem. To właśnie uliczni muzykanci, których latem przybywa. Są wśród nich studenci akademii muzycznych, którzy w ten sposób zarabiają na wakacje, są uliczni bardowie (choćby słynny pan Staszek z Janowic), są także grający do kotleta i do wesela Cygani.
Ich muzyka nie wszystkim się podoba, tym bardziej, że grajkowie są natarczywi. – Grają głośno i długo. Nie pomagają prośby, aby poszli sobie sprzed lokalu. Reagują dopiero na monety wrzucane do czapki przez klientów, którzy często dla świętego spokoju dają im parę złotych – mówi jeden z jeleniogórskich restauratorów.
Na razie samorządowcy z Jeleniej Góry nie zamierzają czerpać z wzorców krakowskich, ale nie jest to wykluczone. – W mieście nie powinien publicznie występować każdy, któremu się wydaje, że umie grać – powiedział nam radny pragnący pozostać anonimowy.