Światło zgasło, kiedy w najlepsze zabierałem się do pracy, aby zaserwować Państwu kolejną porcję informacji. Mimo że na zewnątrz nie ma katastrofalnej zimy stulecia jesienią, nie było gradobicia ani burzy z piorunami, ominął nas huragan i jesienny orkan. Nawet wiaterek nie zawiał. Temperatura spadła jedynie do minus trzech. Ale to wystarczyło, aby prężną machinę energetyczną położyć na łopatki.
Przypomniały mi się czasy, kiedy w telewizorze namawiano, aby oszczędzać światło. Kampania propagandowa, na wzór nadawanych dziś reklam, wymierzona była przeciwko wrogom ludu, którzy zostawiali na noc świecące się żarówki.
Przeliczano, ile taka żarówka spali energii, obrazowano to wykresami z węglem, którego spalanie dawało prąd i całą naukową teorią, dlaczego siłę należy oszczędzać. I nie chodziło wtedy o dobro portfeli obywateli, o nie! Ale o dobro społeczeństwa socjalistycznego, które na węglu stało, a węgla brakowało.
Dziś nikt nikogo do oszczędności nie namawia. Wręcz przeciwnie. Im więcej spalisz, tym więcej zapłacisz a EnergiaPro się cieszy, bo górka rośnie. Mniej cieszą się odbiorcy prądu, kiedy go zabraknie. A wyłączenia – ku niepocieszeniu uczciwych klientów, którzy nie zapominają o zapłaceniu rachunków – zdarza się usługodawcy bardzo często. Nawet jak świeci słońce w chłodny październikowy poranek.
Kiedyś poinformowano mnie, że to bezpieczniki rodem z Wietnamu – które w moim rejonie zamontowano jeszcze za czasów Polski Ludowej - nie wytrzymują skoków temperatur i siadają, zarówno przy upale, jak i delikatnym mrozie. Nie wiem, czy bezpieczniki wymieniono na jakieś bardziej bezpieczne. Jedno jest pewne: peerelowski dwudziesty pierwszy stopień zasilania u energetyków IV Rzeczpospolitej to wciąż codzienność.
Strach pomyśleć, co to będzie zimą.