Prokurator wnioskował o 3,5 roku więzienia, obrona o zastosowanie wobec Mateusza P. środków wychowawczych. Prokurator i oskarżyciel posiłkowy podkreślali, że po wypadku Mateusz P. zbiegł z miejsca wypadku. Obrona wykazywała, że oskarżony zgłosił się na policję przed przybyciem na miejsce zdarzenia funkcjonariuszy, a jazdę samochodem zleciła mu starsza kobieta, która nie pierwszy raz korzystała z jego usług.
Feralnego dnia, 24 sierpnia ub. roku, Mateusz P. na prośbę 73-letniej właścicielki toyoty corolli wsiadł za kierownicę i pojechał po nią. Przypadkowo zabrała się z nimi dziewczyna, znajoma właścicielki auta. Około godz. 21.30 na prostym odcinku ulicy Cieplickiej, z ograniczeniem prędkości do 40 km/h, chłopak rozpędził samochód do 67 km/h. Najprawdopodobniej podczas jazdy rozmawiał z kobietą i młodą pasażerką. Wjechał na przejście dla pieszych, na którym były trzy osoby i potracił je. Siła uderzenia była tak wielka, że jedna z ofiar, 80-letni mężczyzna, został wciągnięty pod koła auta i zaklinował się. Dwie kobiety w wieku 74 i 79 lat oraz 80-letni mężczyzna w stanie krytycznym trafili do szpitala, gdzie w wyniku doznanych obrażeń zmarli. 17-latek był trzeźwy, ale początkowo oddalił się z miejsca zdarzenia. Po kilkunastu minutach zgłosił się jednak na komisariat policji.
- Dlatego nie można zgodzić się ze stanowiskiem prokuratury i oskarżyciela posiłkowego, że Mateusz P. zbiegł z miejsca wypadku, bo zbiegnięcie z miejsca wypadku to świadoma ucieczka w celu ukrycia swojej tożsamości, uniknięcia konsekwencji czy ukrycia stanu nietrzeźwości. W tym przypadku o czymś takim mówić nie można– tłumaczył sędzia Grzegorz Stupnicki. – Mateusz P. na komisariacie policji zeznał, że to on kierował pojazdem. Został przebadany na zawartość alkoholu. Był trzeźwy. Zdaniem sądu, jego główną winą było to, że kierował bez uprawnień i zrobił to nie pierwszy raz. Faktem jest, że kurs był na zlecenie osoby dorosłej, ale zgodnie z prawem przekazanie pojazdu osobie nieletniej jest wykroczeniem i osoba, która się tego dopuści nie ponosi winy za ewentualne konsekwencje – dodał sędzia G. Stupniki.
Zdaniem adwokata Kazimierza Banasiaka, oskarżyciela posiłkowego występującego w imieniu potraconego śmiertelnie małżeństwa, brak odpowiedzialności dla osób, które przekazują samochody osobom nieletnim i świadomie godzą się na to, by bez uprawnień wyjeżdżali na ulice, jest poważną luką prawną.
- Jest to wykroczenie, więc takiej osobie grozi tylko grzywna – mówił adwokat Kazimierz Banasiak. – Moim zdaniem jest to luka prawna. Z drugiej strony są to tak rzadkie przypadki, że trudno sobie nawet wyobrazić, jak człowiek może być tak nieodpowiedzialny, by przekazać komuś pojazd wiedząc, że ten człowiek nie ma prawa jazdy – dodał adwokat Kazimierz Banasiak.
Ważnym elementem decyzji sądu było też późniejsze zachowanie oskarżonego, który od czasu tragicznego wypadku dopuścił się już sześciu przestępstw, w tym różnego rodzaju kradzieży, m.in. telefonu, dekodera telewizyjnego, a nawet słoików z przetworami.
- W takiej sytuacji zastosowanie środków wychowawczych jest niemożliwe, bo byłoby nieskuteczne – mówił sędzia Grzegorz Stupnicki.
Na ogłoszeniu wyroku nie było ani prokuratora, ani oskarżonego, który podczas wcześniejszych rozpraw co prawda przeprosił rodziny za to zrobił, ale zdaniem oskarżyciela posiłkowego były to przeprosiny tylko formalne, bez okazania skruchy. Obrona wyroku komentować nie chciała, oskarżyciel posiłkowy twierdził, że jest on za niski.
Wyrok nie jest prawomocny i każda ze stron może się od niego odwołać. Niebawem oskarżyciel posiłkowy złożony też wniosek z powództwa cywilnego o odszkodowanie dla rodziny zmarłego małżeństwa w wysokości 47 tys. zł.