W dobie zamachów, ataków terrorystycznych i wielu innych tragedii, zaczynamy patrzeć na wszystko przez pryzmat tego, co mówią w radiu, telewizji czy też piszą w internecie. Jesteśmy mistrzami w komentowaniu wszystkiego i wszystkich. Oceniamy innych, a sami nie lubimy być oceniani. Nikt z nas nie lubi, kiedy ktoś wrzuca go do jednego worka z innymi osobami. Mnie samej w takim monecie, od razu na usta ciśnie się jedno: NIEPRAWDA! Jestem jaka jestem i każdy jest jaki jest. Jedyny i niepowtarzalny i zdecydowanie nie jest jak ktokolwiek inny! I całe szczęście!
Skoro tak, to może warto czasem, chociaż jeden raz, tak dla próby, (jak się spodoba można częściej, wskazane za każdym razem) patrząc na innych wyłączyć stereotypy, uprzedzenia, wyłączyć pamięć historyczną i każdą inną, i popatrzeć na człowieka, dokładnie takiego, jaki stoi przed nami tu i teraz? Nie wypominać nikomu przeszłości (bo chyba nikt nie lubi, jak robi się to względem nas samych), nie brać za pewnik tego, co ktoś i coś na temat drugiej osoby nam powiedział, a po prostu, tak najzwyczajniej na świecie, spróbować popatrzeć na drugiego człowiek, tak, jak patrzy małe dziecko. Takie, któremu jeszcze nikt nie zdążył powiedzieć, jak ma myśleć, mówić i jak robić. Jak powinien patrzeć na drugiego człowieka, jak oceniać innych.
Dzieci nie wiedzą, że ktoś jest lepszy czy gorszy do momentu, kiedy to my, dorośli nie powiemy, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Dla małych dzieci, nie ma to zupełnie żadnego znaczenia, z kim się bawią i z kim zawierają przyjaźnie. Poza jednym: ważne, aby to była dobra zabawa.
Dzieci nie patrzą, czy ktoś jest gruby czy chudy, jakie ma buty, jaki samochód i dom mają jego rodzice. Jedyne na co dzieci zwracają uwagę, to to, czy coś sprawia im radość, czy daje przyjemność. Jeśli tak, to reszta nie ma znaczenia.
To my „dorośli” dorastając zaczynamy kalkulować, analizować wszystko i wszystkich. Analizujemy co warto, a co nie warto. Co się opłaca, a co nie. To my dorośli decydujemy kogo do jakiego pudełka włożyć i do jakiej szufladki upakować. Sami przestaliśmy być dziećmi, a staliśmy się analitykami życia, mimo że bardzo często nie potrafimy wyjść poza granice własnego (ograniczonego jednak) umysłu, który wiele rzeczy dostrzec nie potrafi. Zajmujemy się kalkulowaniem tego, co opłacalne, a co nie, a strachem, który nas opanowuje nie pozwala nam dostrzec tego, co tak naprawdę jest ważne. Nie potrafimy dostrzec drugiego człowieka, w całości takiego, jakim jest.
W każdym człowieku jest i „dobro” i „zło” - zależy tylko od nas, co chcemy w drugiej osobie zobaczyć. Nawet najdziksze zwierzę, jeżeli podchodzimy do niego spokojnie i ufnością, bez strachu, nie czuje się zagrożone. Czasem warto ufać jak dziecko.
Jak wiele każdy z nas ma w sobie strachu o siebie, o swój byt? Jak bardzo boimy się, że ktoś bądź „coś” może nam odebrać to co mamy? Jednak czy to wszystko jest warte, aby tracić z oczu to co najpiękniejsze w życiu: radość i pewność jakie ma dziecko?