W jeleniogórskim sądzie potwierdzają się ogólnopolskie informacje mówiące o tym, że szybkie sądy, które miały stanowić prawdziwy przełom w polskim sądownictwie, okazały się totalnym niepowodzeniem
Założeniem tych sądów było karanie chuliganów i złodziei, a w dalszej kolejności pijanych kierowców i rowerzystów. Tymczasem, jak pokazują statystyki, około 90 procent spraw, które przeprowadzane były do tej pory dotyczyły nietrzeźwych rowerzystów i niektórych pijanych kierowców – tłumaczy sędzia Andrzej Wieja, rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.
Ci ludzie najczęściej sami przyznawali się do winy i dobrowolnie poddawali karze, sądy 24-godzinne nie były im więc potrzebne. Nikomu nie robiło różnicy to, czy ich sprawa odbędzie się w ciągu doby czy trzech tygodni.
Tymczasem ustawa o sądach 24-godzinnych nakazywała zatrzymanie sprawcy w areszcie na czas rozprawy oraz przyznanie mu obrońcy z urzędu, którego oskarżony najczyściej nie chciał i nie potrzebował. Nikt nie zważał na fakt, że takie działanie przeciwko pijanemu rowerzyście czy kierowcy wiązało się z ogromnymi kosztami, jakie pochłonęły ekspresowe rozprawy.
– Obrońca z urzędu dla jednej osoby to około 360 złotych plus VAT. Do tego trzeba dodać jeszcze koszt pobytu oskarżonego w areszcie lub jego przewóz do innego aresztu, jeśli na danym terenie nie było już miejsca – wylicza Andrzej Wieja.
Nie jest wykluczone, że parlament zniesie innowację byłego szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, którego uważa się za „ojca” doraźnego sądownictwa.