Samotnie położony budynek odwiedzają nie tylko polscy turyści, ale także Czesi, Niemcy, Francuzi czy Anglicy.
Nie jest to jednak miejsce dla osób ceniących wygodę i luksus. Bowiem nie ma tu ani prądu (przynajmniej, kiedy nie wieje wiatr). Wodę trzeba nosić ze studni lub ze strumyka, a w środku nie ma toalet.
Kto ma dość dzwoniących na telefon komórkowy, to w chatce i okolicach znajdzie miejsce idealne, bo sieci gubią tam zasięg.
– Mało takich schronisk w Sudetach. W dzisiejszej gonitwie cywilizacji można się tam poczuć jak w XIX wieku – przyznaje Adam Barański, który lubi takie wyprawy w czasie.
Historycy przyznają, że jest to chyba jedyne schronisko, które działa jak przed kilkudziesięcioma laty. Posiłki przygotowuje się na ogniu, jest kuchnia turystyczna, na której każdy może coś ugotować. Właściciele polecają naleśniki z jagodami.
Wielu turystów nie wie jednak, że chatka leżąca na Hali Izerskiej pierwotnie nie była schroniskiem, ale częścią zabudowy wioski Gross Iser (Izery Wielkie). W budynku mieszkał dawny nauczyciel i kantor Gotfryd Siegert.
Wieś znikła z mapy po 1945 roku z tajemniczych powodów.
Są hipotezy, że została rozebrana przez wojska Armii Czerwonej ze względów strategicznych, ale nie ma na to dowodów.
Izery Wielkie liczyły około 400 mieszkańców. Był tam kościół oraz młyn, po których pozostały tylko fundamenty.
O historii Chatki Górzystów informują gości stosowne tablice.
Do tego miejsca można dotrzeć z Jakuszyc, czerwonym szlakiem, poprzez schronisko Orle. Szlak żółty prowadzi do chatki z rozdroża izerskiego. Ze Świeradowa Zdroju kieruje tam turystów szlak niebieski. Muszą wcześniej przejść przez Polanę Izerską.
Ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zalecają wędrowcom ochronę przed palącym słońcem. Ostrzegają też przed żmijami, które na okolicznych łąkach pojawiają się dość często.