Jak pisze Mateusz Karbowy (na codzień jest strażakiem i był 4-krotnym uczestnikiem finałów Ninja Warriors) do komentujących internautów:
- W 100% rozumiem każdą z Waszych perspektyw na to zjawisko. Zrobiliśmy to w celu hartowania organizmu i przełamywania kolejnych barier.
Czy polecam każdemu takie wyzwanie? Oczywiście, że NIE.
Wymaga to odpowiedniego przygotowania: odporności na zimno (morsowanie suche i tradycyjne - organizm potrzebuje odpowiedniej ilości brunatnej tkanki tłuszczowej do wytwarzania ciepła ), kondycji (by utrzymać wysokie, rozgrzewające tempo podczas wchodzenia), silnej psychiki (opanowanie negatywnych myśli, kontrola oddechu, zachowanie spokoju i trzeźwego myślenia), poznania własnego organizmu (by wiedzieć, jak się zachowa w takiej temperaturze i kiedy należy odpuścić) oraz ekwipunku (raczki, ciepłe ubrania w plecaku, telefon odporny na mróz, woda, koc termiczny).
Adaptacja powinna być stopniowa. Dla mnie jest to pewnego rodzaju wzmacnianie się, aby zachować zimną krew i wysoką sprawność fizyczną.
Każdy ma własny sposób na życie, pasje, "dziwactwa". Takie wystawienie na zimno powoduje ogromny wyrzut katecholamin, dopaminy, adrenaliny i noradrenaliny, stąd taki stan "haju". Poza tym byłem bardzo szczęśliwy i chciałem się tym podzielić. Było to dla mnie piękne doświadczenie!
Szron na rękach
Podobnego zdania jest Sylwek, który na grupie Karkonoskie Szlaki na Facebook'u podzielił się podobnymi zdjęciami z wycieczki w Karkonosze, a cały post można zobaczyć TUTAJ.
Czytaj więcej:
Golasy wejdą na Śnieżkę
Czytaj więcej:
Przyjechali morsować aż ze Szczecina