Dolny Śląsk: Tu giną ludzie
Aktualizacja: Czwartek, 19 stycznia 2006, 12:06
Autor: Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
Tu zginął mój brat – mówi Genowefa Szebesczyk z Kamieńca. – Ulicą Wrocławską strach przechodzić.
Wczoraj minął rok od śmierci 58-letniego Stanisława Derenia. Zginął kilkaset metrów od swojego domu. Był w ubiegłym roku jedną z trzech śmiertelnych ofiar kierowców pędzących jak szaleni po głównej ulicy Kamieńca Wrocławskiego.
Siostra Stanisława Derenia, Genowefa Szebesczyk, znalazła się przypadkiem na miejscu wypadku w chwilę po tragedii.
– Była sobota, 22 maja – wspomina. – Idąc rano do sklepu, zobaczyłam leżący na jezdni rower. Pomyślałam przez moment, że porzucił go jakiś pijak. I wtedy ujrzałam ciało brata. Leżało trzydzieści metrów dalej. Samochód, który go potrącił, jechał z ogromną prędkością. Brat nie miał szans.
Sprawca nawet nie próbował zaprzeczać, że jechał zbyt szybko. Wypadek widziało kilka osób. Wszyscy potwierdzali, że nie było w nim najmniejszej winy rowerzysty. Jechał spokojnie, tuż przy krawężniku. Tydzień przedtem dostał nowy rower.
Ulica Wrocławska każdego roku zbiera śmiertelne żniwo. Wypadków, w których piesi zostają ranni, już nikt nawet nie liczy.- To droga krajowa, ruch jest bardzo duży – wyjaśnia Piotr Grobarczyk, mieszkaniec Kamieńca i radny gminy Czernica. Zbyt duża prędkość – to główna przyczyna wypadków w Kamieńcu. Kierowcy nie zwracają większej uwagi na znaki.
Dla mieszkańców jest oczywiste, że tę sytuację mogłoby zmienić jedno: sygnalizacja świetlna. Pod petycją w tej sprawie podpisało się kilkaset osób. Koszt budowy sygnalizacji to ok. 150 tys. zł. Gminy nie stać na taki wydatek. Sołtys z Łanów ma zamiar sam szukać sponsorów. Uważa, że gdyby udało się zebrać choć część pieniędzy, łatwiej byłoby przełamać opór urzędników. 15 pieszych zginęło.