Tak było także i w przedwigilijną niedzielę przed godz. 13. Na sumę wielu parafian, choć nie mieszka daleko, przyjeżdża samochodami pod sam kościół. Nieliczni przywożą osoby niepełnosprawne, które inaczej miałyby kłopot z dotarciem na nabożeństwo. Pozostali to zdrowi młodzi ludzie, często z całymi rodzinami i dziećmi. Bywa, że mieszkają za rogiem.
Przechodząc obok świątyni można obejrzeć swoistą giełdę modeli samochodów różnych. Można odnieść wrażenie, że wierni nieco na pokaz parkują swoje „cztery kółka”. Prawdziwy problem zaczyna się po mszy. Kiedy zmotoryzowany Lud Boży opuszcza mury kościoła i zasiada za kierownicą, na świętym miejscu terkoczą silniki, śmierdzą spaliny i trąbią klaksony.
Te są często używane, bo kierowców denerwują piesi, którzy normalnie usiłują przejść przez park lub ulicą 1 Maja. Ruch nie mniejszy jak na placu kardynała Wyszyńskiego w godzinach szczytu.
Czy tak samo będzie tu podczas Pasterki i w Boże Narodzenie? Miło by było, gdyby przynajmniej część wiernych udała się do kościoła pieszo korzystając z uroków mroźnej, ale dość miłej aury. Nie sugerujemy nawet, aby takie ograniczenie w ruchu obowiązywało tu co niedzielę.
Oczywiście, dodajmy, wszędzie obowiązuje zakaz wjazdu samochodów, którego nikt nie przestrzega.