Pisze o tym szeroko Polska Gazeta Wrocławska. – Pensjonaty i hotele w Świeradowie-Zdroju mają po dwie nazwy, polską dom zdrojowy i niemiecką Kurhaus. Nowo powstałe biuro podróży zwie się Thomas Reisen. W restauracjach na pierwszym miejscu jest menu po niemiecku, a lokalny fryzjer zachwala swe usługi jako Frisiersalon. Grota solna to przede wszystkim Salzgrotte, bo polska nazwa na szyldzie jest wypisana czcionką mniejszą o połowę od niemieckiej. Obrazu dopełniają wożące turystów busy z napisem Bad Flinsberg (przedwojenna nazwa Świeradowa-Zdroju) na boku – opisuje gazeta.
Imprezy także są „dwujęzyczne”: dla Polaków koncert "Muzyczny spacer po Wiedniu". Dla turystów z Niemiec grany jest koncert "Musik- spaziergang durch Wien" – zauważa PGWr. W uzdrowisku Czerniawa Zdrój wydawana jest nawet gazetka po niemiecku.
Nic zdrożnego nie widzi w tym burmistrz miasta, bo Niemcy to coraz liczniejsza grupa turystów, która podbija Świeradów i zostawia w kurorcie sporo euro. Kuracjuszy zza Odry i Nysy jest tu znacznie więcej niż, na przykład, w Cieplicach. Świeradów promocją na głowę pobił Jelenią Górę, obchodzącą w tym roku jubileusz 900-lecia.
Ale nie brakuje też osób, które niemieckie słownictwo razi. Wśród nich jest cytowany przez PGWr europoseł Ryszard Czarnecki. - To próba wypierania, a nawet zawładnięcia języka polskiego przez niemiecki. Nie można tego pochwalać i trzeba mieć nadzieję, że przedsiębiorcy z branży turystycznej w Świeradowie nie zapędzą się za daleko – twierdzi na łamach gazety Czarnecki.
Zdaniem polonistów użycie nazw w dwóch językach w miejscowościach pogranicza to zjawisko normalne i nie ma się o co oburzać.