Z okazji tegorocznego dnia babci i dziadka w największej sali przedszkola zgromadziło się wielu dorosłych, ale i tak obchody święta trzeba było rozłożyć na raty, bowiem MP 10 jest jedną z największych placówek w mieście. Tu, pod opieką czternaściorga (łącznie z dyrektorką) pedagogów pozostaje 225 podopiecznych.
– Wigilia – mówi Bogumiła Lepieszo, dyrektor „dziesiątki” – czasami trwa nawet trzy dni, bo jej przygotowanie i przeprowadzenie jest bardziej skomplikowane. Musimy się wówczas mocno przeorganizować, a że Przedszkole pracuje długo, od 5.30 do 18.30, to możliwości takiej organizacji są relatywnie nieduże.
Postronnym widzom i słuchaczom trudno sobie nawet wyobrazić, że rozbrykana grupa sześciolatków zdoła się na tyle opanować, żeby – wspólni i każdy z osobna – wyrecytować życzenia swoim babciom i dziadkom, potem wręczyć koperty z (prawie) własnoręcznie zrobionymi pamiątkami i laurkami. Rozmaitość dobrych życzeń była imponująca, a potem wszyscy zasiedli do stołów ze słodyczami.
- Z punktu widzenia miasta – powiedział Marcin Zawiła, prezydent Jeleniej Góry – to jest i interesujące, i wartościowe przedszkole. Wartościowe, bo odbieram wiele dobrych o nim opinii, szczególnie o pracy z dziećmi. Ale też dlatego, że w tej placówce koszty utrzymania są niskie, w dodatku – ostatnio znowu się obniżyły. Być może jest to po części efekt termomodernizacji, ale z pewnością dowód dbałości i o koszty, i o standardy pracy.
A jest interesujące także przed budynek, w którym pracuje, bo ten dom był swego czasu (w latach 20-tych XX w.) przytułkiem dla chorych, potem, w końcu II wojny – sierocińcem dla dzieci niemieckich, których rodzice zginęli w działaniach wojennych. Później był przedszkolem prowadzonym przez siostry zakonne – elżbietanki, potem naraz przedszkolem i żłobkiem. Ale prawie przez cały czas służył dzieciom.
Choć Przedszkole nr 10 wciąż wymaga nakładów (przydałby się remont instalacji c.o., zbudowanie windy dla transportu posiłków między piętrami, itp.), to i tak warunki bytu w tej placówce są nieporównanie lepsze, niż w minionych dekadach. Niektórzy pracownicy pamiętają, że swego czasu „leżakowanie” polegało m.in. na tym, by umieścić i skłonić do drzemki po dwoje dzieci na jednym leżaku.. Jeśli mówi się, że dziś jest tu sporo dzieci, , to jeszcze na początku lat 90. ub. wieku było ich więcej, a w latach 70. liczebność grup przekraczała 45 maluchów.
- To już przeszłość – mówi M. Zawiła – standardy sanitarne i obyczaje w przedszkolach zmieniły się diametralnie. A na opiekę nad najmłodszymi nie będziemy szczędzić, szczególnie w tych miejscach, w których widać, że efekt nakładów finansowych jest pomnażany przez zespół pracowników dzięki starannej pracy.