Z plakatu spoglądali Leonid Breżniew, sekretarz generalny Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, i Edward Gierek, pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – z hasłem: „Witamy ludzi dobrej roboty!”. Gości obsługiwały kelnerki w charakterystycznych fartuszkach i czepkach, jakie noszono w lokalach GS. Balowiczom przypominano, że zgodnie z dekretem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego alkohol był w sprzedaży tylko od godz. 13 i – oczywiście – szkodził zdrowiu. Aby ograniczyć konsumpcję trunków, sprzedawano je tylko do konsumpcji.
Wśród gości pojawił się funkcjonariusz Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej, tajny współpracownik, esbek, cieć w fartuchu, oficer MO z klapą pełną orderów, bikiniarz. Była też „bananowa” młodzież oraz junacy Służby Polsce. Demonstrowano także towary deficytowe: choćby kilka rolek papieru toaletowego nałożonych na sznurek od snopowiązałki. Orkiestra gościom przygrywała „skocznego begina”, była też „panna Krysia” w postaci Krystyny Spólnik z Książnicy Karkonoskiej, jednej z organizatorek balu. – Chcemy powspominać tamte czasy na wesoło – mówiła.
Nie udało się jedynie znaleźć sprawnego telewizora z epoki. Czarno-biały obraz popłynął więc z odbiornika nowszej generacji.
Żarty żartami, ale wszystkie karnawałowe aluzje nie były wymysłem balowiczów, lecz prawdziwym odbiciem tamtych lat, których pokolenie dzisiejszych 20-latków już nie pamięta. Niektórzy uczestnicy balu nie dojechali, bo uniemożliwiły im to obfite opady śniegu. Zupełnie jak podczas pamiętnej zimy stulecia, która w 1979 roku sparaliżowała kraj obnażając jego ekonomiczną słabość i przyczyniając się po części do wielkiego kryzysu i strajków z Sierpnia 1980 roku.