Jelenia Góra: Walka o nocleg
Aktualizacja: Piątek, 27 stycznia 2006, 11:45
Autor: www.jeleniagora.naszemiasto.pl
- Sąsiad w naszej willi urządził sobie hotel robotniczy. Tuż za naszą ścianą. A ci piją, hałasują, do później nocy. Tak się dzieje od kilku lat, nie możemy już wytrzymać. Dzisiaj nie wpuszczamy ich do domu. Przyjedźcie.Przyjechaliśmy po 17.00. O tej porze robotnicy mieli wracać do domu.- Wracają zwykle trzema, czterema samochodami. W każdym po cztery, pięć osób - opowiadali państwo Kowalikowie. W bramie na podwórze postawili swój samochód, tak, że nie można było wjechać. Po kilkudziesięciu minutach w pobliżu domu zaczął kręcić się mężczyzna z torbami.- O! ten dzisiaj o świcie wszystkich nas obudził i pytał, gdzie jest ten hotel - pokazuje Zbigniew Kowalik. Po kilkunastu minutach przed dom wychodzą sąsiedzi, panowie S. razem z jednym mężczyzną i nadjeżdża policja.Inspektor wyjaśniPrzy ul. Kasprowicza, tuż za parkiem, naprzeciw szpitala stoi spora willa, z jednej strony ma dobudowaną przybudówkę. Mieszkają w niej trzy rodziny. Jak twierdzą Kowalikowie, ich sąsiedzi - panowie S. od kilku lat zaczęli wynajmować pokoje.- Tylko, że za naszą ścianą mieszka po kilkanaście osób, często powyżej dwudziestu - mówią Kowalikowie. - To robotnicy, często piją, hałasują. Tak nie da się żyć! Nie czujemy się bezpieczni. W dodatku ten proceder jest bezprawny. Zawiadomili więc policję, straż miejską, nawet prokuraturę - bez skutku. W końcu sąsiad zabudował część korytarza, ci zawiadomili inspektorat nadzoru budowlanego. 2 lutego 2004 roku ten wszczął "postępowanie w sprawie samowolnej rozbudowy i zmiany sposobu użytkowania lokalu mieszkalnego". 29 lipca inspektor nakazał dostarczyć wszystkie dokumenty, aby wykonane roboty doprowadzić do stanu zgodnego z prawem. Tydzień temu wg. Kowalików wprowadziła się następna grupa robotników, wczoraj rano doszło do awantury, jeden z nich przyszedł pijany, wezwano policję. Jolanta Kowalik zapowiedziała wtedy, że wieczorem nie wpuści robotników.Interwencja policyjna- To ludzie podli - denerwowali się już wieczorem panowie S. Policjanci, którzy zostali wezwani na Kasprowicza, próbowali ustalić co się dzieje. Obie strony podnosiły głos, padały ostre słowa.- To hołota - krzyczała Jolanta Kowalik.Nasz reporter próbował zrobić zdjęcia. Nagle został chwycony przez dwójkę sąsiadów Kowalików.- Oddaj film, oddaj film - krzyczeli. Interweniować musieli policjanci. Rozdzielili szamoczących. Później jeden z sąsiadów tłumaczył:- Ja z tego wynajmu żyję. Tu mieszka kilka osób, nie przeszkadzają nikomu. Ten jeden, który przyszedł rano już został stąd wyrzucony, za pijaństwo - mówił. Wcześniej podeszliśmy do sprawcy porannej awantury. Nadal był pod wpływem alkoholu. - Jestem z Łodzi - mówił nam. Nic nie wiedział, że został wyrzucony z tego lokalu. Pytał tylko, jak dojechać na budowę biblioteki i bliżej niezidentyfikowanych domków jednorodzinnych. Do pracy ma się stawić rano.Tymczasem panowie S. podkreślali, że cały spor jest winą sąsiadów. To oni zajęli wspólny strych, często bez podstaw wzywali policję.- Wszystko przez to, że nam zazdroszczą - tłumaczyli. Zapewniali, że robotnicy przebywają u nich legalnie, na podstawie umowy najmu. W końcu policjanci ustalili, że Kowalikowie odblokują przejazd pod warunkiem, że robotnicy tam nie wjadą.