A to oznacza, że zawsze trzeba liczyć się z powodziami, które będą miały miejsce nad rzekami Bóbr i Kamienna, a szczególnie tam, gdzie się spotykają, czyli pod Jelenią Górą.
O tym jest wiadomo nie od teraz, ale od wieków.
Wystarczy zapoznać się z dokumentem, który obrazuje zasięg powodzi jaka miała miejsce w 1897 r., jak i również z historią powodzi jakie miały tutaj miejsce w przekroju ostatnich kilkuset lat. Wówczas wszystko staje się jasne.
- Ale to było lata temu. Teraz jest inaczej - słyszymy.
Racja. Inaczej. Każda powódź jest nieco inna. Ale woda tak samo zalewa domy; raz mniej, raz więcej. Raz np. 88 cm, a innym razem np. 53 cm. Tyle, że to nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Klepka czy panele i tak będą do wymiany. Ile dokładnie centymetrów, to nieistotne. Zalane? Zalane...
Z owych dokumentów sprzed lat dowiemy się przykładowo, że są miejsca które od wieków są ZAWSZE zalewane. I ZAWSZE będą zalawane. I żadne zabezpieczenia nie pomogą. Teren jest tak ukształtowany, a nie inaczej. Rzeki płyną tak, a nie inaczej...
Tylko, że obecnie (w odróżnieniu od czasów sprzed lat) w tych zalewanych miejscach stoją budynki mieszkalne, zbudowano duże sklepy i inne obiekty.
Więc pojawia się pytanie - jak zatrzymać wody spływające z Karkonoszy i Rudaw? I czy w ogóle jest to możliwe?
Czytaj więcej:
Czy można kogoś winić za działania żywiołu?
Wydaje się to niemożliwe do zrobienia. Z żywiołem nikt jeszcze nie wygrał. Nawet takie 100 razy bogatsze od Polski USA, które obecne straty po huraganie i powodziach liczą w milionach dolarów. Mają rozmaite możliwości, duże większe od naszych, różne systemy ostrzegania (dużo lepsze od naszych "oklepanych" SMS-owych powiadomień RCB), a i tak ok. 100 osób tam właśnie w żywiole zginęło...