Powieść Tadeusza Dołęgi–Mostowicza, jej ducha, fabułę, styl, sceny i rysunki bohaterów, bardzo się różni z tym, co widzimy w teatrze. Współczesna teatralna wersja „Znachora” jest skrótowa i daleka od dzieła Dołęgi–Mostowicza, a także popularnej ekranizacji z 1981 w reż. Jerzego Hoffmana z Jerzym Bińczyckim w roli dobrodusznego chirurga prof. Rafała Wilczura. Reżyser Jakub Roszkowski i autor scenografii Mirek Kaczmarek porwali się na polski melodramat tworząc dynamiczną, spójną i nowoczesną adaptację klasycznej powieści. Ich „Znachor” jest skupiony na opowiadaniu historii, umiejętnie balansuje między romansem, a dramatem społecznym, łączy realistyczne sceny z fragmentami rodem z musicalu.
Jakub Roszkowski bierze akcję w nawias i bardzo świadomie balansuje na granicy kiczu; bawi się nawiązaniami do popkultury – od Elvisa Presleya, Billie Eilish, poprzez hit dyskotekowy C+C Music Factory „Gonna Make You Sweat (Everybody Dance Now)”, aż do Hanki Mostowiak z serialu „M jak miłość”. Z kolei Kaczmarek w swojej niezwykle wybujałej scenografii ubiera realia przedwojennej Warszawy w cukierkowy kicz, zaś świat prowincji buduje z religijnej cepelii (sklep z fluorescencyjnymi Maryjkami, nad łóżkiem wisi obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej otoczonej ortopedycznymi kulami uzdrowionych, na ekranach wyświetlane jest nagranie z jeleniami na rykowisku).
„Znachor” Dołęgi–Mostowicza to oprócz świetnie podanego, choć konwencjonalnego romansu złożona historia społeczna, rozegrana tu i teraz, czyli wtedy i tam. Właśnie tutaj Jakub Roszkowski zwietrzył okazję do opowiedzenia własnych myśli o dzisiejszym świecie. Bohaterowie wchodzą w role medialnych marionetek, uwodzą, kłócą się. Reżyser starał się wpleść w opowieść Dołęgi–Mostowicza współczesność, lecz i zostawić trochę z klimatu powieści. Profesor Dobraniecki (Wojciech Skibiński) rozpoznaje w znachorze profesora Wilczura (Maciej Jackowski). Lekarz Pawlicki (Antoni Milancej), który walczy ze Znachorem, pokazany jest tu, jak „ten zły”, który przeszkadza w ratowaniu chorych. Za Antonim Kasibą (Maciej Jackowski) na scenie w różowym garniturze pojawia się zniewieściały panicz Leszek (Adam Wietrzyński), młynarzowa Prokopowa (Lidia Bogaczówna), jej syn Zenek (Mateusz Janicki) rozczarowany rzeczywistością i nieszczęśliwie zakochany w Marysi oraz rozmodlona właścicielka sklepu z dewocjonaliami Szkopkowa (Marta Konarska).
Przedstawienie Jakuba Roszkowskiego można analizować, znajdując inteligentne pomysły, wyszukując odniesienia i cytaty, czasem trafione, czasem wciśnięte na siłę. To jeden z tych spektakli, których obejrzenia się nie żałuje, lecz do obejrzenia potrzeba nielichego samozaparcia. Bo przychodzimy na „Znachora” jednak wg Dołęgi–Mostowicza, a zastajemy wariacje na temat „Znachora”. Aktorstwo jest OK, bez fajerwerków i szczególnych wyróżnień, wszyscy trzymają klasę, czy to w epizodach, czy w większych rolach. A Maciej Jackowski–prof. Wilczur daje radę, na miarę skrojonej przez reżysera postaci rozpiętej między konwencją a szczerością.
Zobacz rozmowę: