Urzędnicze menu w urzędzie marszałkowskim sprawdzała Polska Gazeta Wrocławska. Analizując jedno z zamówień ze stolicy Dolnego Śląska, dziennik podaje specyfikację: aż 200 kilogramów kukułek, raczki, delicje, ptasie mleczko, markizy kakaowe, mleczne, maślane, deserowe, czekolada z bakaliami, orzechami i luksusowa, petitki go: z musli, zbożowe, krówki...
Jeden z urzędników szczególnie lubuje się w soku pomidorowym z tabasco: zamówił go aż 50 litrów. Zapas ma starczyć na rok.
A jak jest w pozostałych miastach Dolnego Śląska. W Jeleniej Górze na kawę, herbatę i słodycze wydaje się rocznie 18 tys. zł. Zdecydowanie więcej przeznacza się tu na wodę, bo 22 tys. zł. Piją ją między innymi radni. Niestety, nie promują lokalnego produktu z Jeleniej Góry, bo go nie ma. Woda Marysieńka nie schodzi z taśm rozlewni od kilku lat.
– W bolesławieckim magistracie sami urzędnicy oferowane gościom ciasteczka i wafelki nazwali żartobliwie "suszem dyżurnym". Dlaczego? Bo czasem zawartość ceramicznych talerzyków obsługuje kilka kolejnych spotkań, aż kolejni goście opróżnią cały talerzyk. Urząd w Bolesławcu wydaje na ten susz i napoje 21,5 tys. zł rocznie – podała Polska Gazeta Wrocławska.
Od redakcji
Nawiązując do komentarza, który ukazał się na naszym portalu, a podpisany został przez osobę podającą się za Radnego z PiS, zadzwonił do nas Ireneusz Łojek, szef klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości, kategorycznie dementując, że wypowiedź ta była autorstwem kogokolwiek z grona radnych tego ugrupowania. Klub PiS zamierza zawiadomić prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez autora wpisu.