Pójdę pluć na wasze trumny. Jerzy Surdykowski
Wiem, że to kolejna książka o wojnie, ale najwyraźniej coś w przekazie na jej temat poszło nie tak, skoro kolejni twórcy czują potrzebę dopowiedzenia swojej prawdy, przedstawienia swojego punktu widzenia. Nieraz się nad tym zastanawiałam, nad żywotnością tak tragicznego tematu - ciągle odczuwamy niedosyt, a do tego im dalej w las, tym sprawy bardziej się komplikują. Chyba w dalszym ciągu nie zdajemy sobie sprawy, ile rzeczy się wtedy zdarzyło, ile przybrało dziwny obrót. I nie mam tu na myśli wydarzeń relacjonowanych w licznych wspomnieniach czy opisywanych w szkolnych podręcznikach. Chodzi mi o coś, co może wydobyć tylko literatura: emocje, strach, zdradę, brak nadziei, konieczność dokonywania wyborów tu i teraz, bez możliwości zmiany decyzji i bez świadomości jak daleko będą sięgać konsekwencje. Ale też wierność, lojalność, conradowskie poczucie honoru, które niczego nie mogą zmienić, ale pozwalają na chwilę podnieść głowę i bez wstydu spojrzeć w oczy przyjaciela, a czytelnika chwycić za gardło nagłym wzruszeniem. Tylko literatura w wykonaniu najlepszych ma tę możliwość maksymalnego zbliżenia się do czyjegoś wnętrza.
Powieść Jerzego Surdykowskiego czyta się ze ściśniętym sercem, tak jak zaciskała i kurczyła się przestrzeń wokół Polaków, choć upragniony koniec wojny zbliżał się wielkimi krokami. Może dlatego bohaterowie są ciągle w drodze - to jedyny sposób na chwilowe wyrwanie się z tej oblepiającej magmy historii. Jednym z nich jest cichociemny, potem partyzancki dowódca Jerzy Pilch. Zorganizował na nowo rozbite na kresach struktury AK, walczył z dwoma okupantami, ale dla ratowania oddziałów nie zawahał się, aby z jednym z nich zawrzeć tymczasowe zawieszenie broni. Swoje wspomnienia opublikował w latach dziewięćdziesiątych, w książce „Partyzanci trzech puszcz”. To niewiarygodne, że jeszcze nikt tego nie zrealizował filmu, którego kanwą byłyby jego przeżycia. No tak, ale my lubimy proste historie, dylematy moralne nas męczą. Do tego daliśmy sobie wmówić, że wojna i partyzantka to była taka harcerska przygoda przy ognisku. Książka Jerzego Surdykowskiego to świetne antidotum i odtrutka na tę powszechną i obowiązującą dzisiaj narrację, żeby użyć kolejnego modnego sformułowania.
KH
Książka oczywiście dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
Matki przodem. Jak wylądowałyśmy w ciemnej d***e. Joanna Mokasa – Rykalska
W kolejnej części przygód Joanny Mokosy – Rykalskiej „Matki przodem. Jak wylądowałyśmy w ciemnej d***e” znajdziemy sporą dawkę humoru, ciętego języka oraz prawd życiowych przemyconych w zabawnym opakowaniu. Co prawda forma jest nieco inna niż w poprzedniej części – zamiast zbioru krótkich opowiadań, autorka napisała powieść w stylu komedii pomyłek. Nie zmienia to jednak faktu, że i tym razem Rykalska rozbawiała mnie do łez swoją ironią oraz sarkazmem zaserwowanym w bardzo atrakcyjny sposób. Fabuła płynie wartko, postacie są barwne i do bólu ludzkie, a wszechobecne ironiczne żarty sprawiają, że jest to lektura warta polecenia. A o czym jest sama książka?
Joanna zmęczona prozą dnia codziennego, podczas jednego z babskich wieczorów, postanawia wraz z grupą przyjaciółek wyjechać do Budapesztu. Skuszone wizją luksusowego spa oraz rodzicielskiej wolności, pod wpływem kilku win, rezerwują rzeczony wyjazd. Żeby było jeszcze bardziej hardcorowo, decydują się na wyjazd bez telefonów. Im bliżej babskiego wypadu, tym więcej przeciwności piętrzy się przed Joanną. Udaje się jednak pozałatwiać sprawy tak, że w komplecie lądują w samolocie. Wszystko byłoby może i pięknie, gdyby nie to, że dziewczyny docierają, ale nie tam, gdzie planowały, co powoduje całą lawinę tragikomicznych wydarzeń.
„(…) im jestem starsza, tym częściej myślę, że dzieci są jak bąki. Można znieść tylko własne.”
„(…) Spojrzałam na zegarek. Było za późno, żeby jeszcze spać, a za wcześnie, żeby żyć.”
„(…) Wczoraj młodszy syn pakuje mi się do łazienki, patrzy na mnie podejrzliwie poniżej pasa i pyta: „Mamo, a jak będę duży, to też będę miał taką sierść jak ty”? Wyobrażasz sobie gówniarza?”.
„ – Nie uwierzysz. Lucy jest dominą. Rozumiesz? Do – mi – ną! – Wojtek aż podskakiwał na łóżku. Nagle w drzwiach zobaczyłam zombie. A nie, to tylko Kasia.
- Mamo, zamawiacie pizzę z Domino’s? – zapytała zaspana. To nie był dobry moment na tłumaczenia, dlaczego niektórzy ludzie lubią, jak depcze się po nich butami na obcasie."
AS
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.
13 powodów. Jay Asher
Głównego bohatera tej książki poznajemy w dość osobliwym momencie – już po jego, a raczej JEJ śmierci samobójczej. Hannah na siedmiu kasetach nagrała trzynaście taśm, na których szczegółowo opowiedziała o sytuacjach, które popchnęły ją do tego okropnego czynu. Każde z nagrań jest dedykowana jednej osobie z jej otoczenia. Czasami przewina okazuje się na pozór drobna (np. żart, który przerodził się w coś znacznie gorszego), bywa, że dość obrzydliwa, wynikająca z zaniechania lub zobojętnienia, a jest i taka, którą nazwać można prawdziwą zbrodnią wobec młodej dziewczyny. Z owymi nagraniami musi skonfrontować się drugi z głównych bohaterów – Clay Jensen, chłopak ze szkoły, do której chodziła Hannah. Na początku nie może on zrozumieć, dlaczego znalazł się na liście samobójczyni i zatapia się w emocjonalną rozgrywkę, jaką prowadzi ze słuchaczem autorka materiałów. Krążąc po mieście i poznając kolejne historie, odkrywa w końcu całą prawdę.
Wybór czerni na okładkę wydaję się tu dość oczywisty i dobrze współgra z historią. Nowoczesny styl okładki nawiązuje do serialu produkcji Netflixa, który odcinek po odcinku odtwarza wydarzenia z książki. Dodatkiem dla fanów adaptacji (lub zachętą do obejrzenia) jest wklejka ze zdjęciami serialowych scenek i bohaterów. Smaku dodają wplecione w opis i oddzielające narrację wewnątrz ikonki, które przywodzą na myśl przyciski ze starego magnetowidu.
„13 powodów” to ciekawa ilustracja dla efektu śnieżnej kuli – małe zdarzenia wpływają na większe. Książka klimatyczna, kryjąca w sobie odkrywana kawałek po kawałku tajemnicę, ale mocno dłużąca się. Opisy Hannah są tak szczegółowe, że przejaskrawiają obraz i uwypuklają to, co wcale nie jest tak dramatyczne, jak wydaje się bohaterce książki. Z kolei te prawdziwie koszmarne i trudne momenty są często skrócone i dochodzimy do nich po przebrnięciu przez mnogość poprzednich opisów. To nieco męczy. Książka jednak napisana z pomysłem i wnikliwością, może być dobrą przestrogą dla osób młodych, a także nauczycieli oraz pedagogów.
MM