Córeńka. Wojciech Tochman
Zaskakująca książka. W pisarstwie Wojciecha Tochmana jest coś takiego, co porusza do głębi zmysły i emocje. Niepokój, który jeszcze przed chwilą był gdzieś na zewnątrz, niepostrzeżenie wkrada się i zaciska palce. Widać to po oddechu i pustce w głowie. Bo chyba taki jest zamysł reportera: wybić nas z poczucia błogości, zburzyć poukładany czarno-biały obraz rzeczywistości, potrząsnąć pozorami bezpieczeństwa, które tworzą miękki fotel i ciepła barwa lampy. Zamykamy książkę, ale ona ciągle rezonuje w nas, nie pozwala o sobie zapomnieć. Chyba coś w nas zmienia, w każdym razie próbuje. Sama opowieść też nie jest tym, czego się spodziewaliśmy. Bo „Córeńka” wydawała się przewidującą lekturą. Miało być o Beacie Pawlak. Reporterce, która w październiku 2002 roku zginęła na Bali w wyniku zamach terrorystycznego. I to jest książka o Beacie Pawlak, ale czy tylko? Pytanie dotyczy też nieoczywistej, hybrydycznej formy. Narracja pierwszej części prowadzona jest w formie żeńskiej a bohaterkami są dwie kobiety. Matylda rusza śladem swojej zaginionej na Bali przyjaciółki. Przejeżdża kolejne kraje i kontynenty. Na wyspie odnajduje osoby, które miały kontakt z Czajką. Próbuje odtworzyć jej pobyt, myśli, zamierzenia, niepokoje. Z notatek, rozmów, wspomnień powstaje portret fascynującej kobiety. Desperacko poszukującej miejsca na ziemi, może spokoju, ale na pewno prawdy, również o sobie. Bezwzględnej w ocenie sytej i zadowolonej siebie europejskiej miary innych, choć wewnętrzna pustka, która tych samych ludzi gna po świecie, nie upoważnia do takiego postrzegania. Bezlitosnej dla siebie i najbliższych. Czy to znaczy, że Wojciech Tochman napisał powieść o Beacie Pawlak? Niekoniecznie. Kolejna część jest porządną reporterską robotą. Dziennikarz rzeczywiście poleciał na Bali, aby odnaleźć swoją redakcyjną koleżankę, bo długo nie było wiadomo, co się z nią stało. Jednocześnie odtwarza godzina po godzinie tamte wydarzenia i grozę miejsca, które do tej pory uchodziło za ostatni raj na ziemi. Beata Pawlak miała świadomość, zdecydowanie wcześniej niż inni, że terroryzm jest najważniejszym zagadnieniem naszych czasów, po powoli, ale konsekwentnie będzie zmieniał nas i oblicze świata. Gdyby przeżyła tamten zamach, drążyłaby temat do ostatniego słowa, aby cokolwiek zrozumieć. Nie mogła. Wojciech Tochman zrobił to za nią. I chyba doszedł do tego samego wniosku, do którego i ona by doszła. Że tego nie da się zrozumieć. To szaleństwo. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)
Saturnin. Zdeněk Jirotka
Powieść humorystyczna z 1942 roku jest do dziś jedną z ulubionych książek Czechów, warto przeczytać, by dowiedzieć się, czemu wciąż nie traci na aktualności. Centralną postacią książki jest zagadkowy Saturnin, który pojawia się nagle w życiu 30-letniego narratora i jego rodziny. Dzięki niemu lekko nudnawe życie kawalera zmienia się w serię zabawnych przygód. Obok tej dwójki w powieści występują ciotka Katarzyna i jej syn Milouš, oboje czynią zakusy na spadek po żyjącym jeszcze dziadku. Dziadek, miłośnik elektryki, prawdziwa głowa rodziny. Doktor Vlach, wnikliwy i inteligentny obserwator życia i komentator bieżących wydarzeń oraz piękna panna Barbora, wyzwolona sportsmenka, o której względy zabiega zakochany narrator i niekoniecznie mający szczere zamiary Milouš. Wszyscy oni zostają przez powódź uwięzieni w domku dziadka, bez prądu i z kończącymi się zapasami jedzenia. Niemal jak w Dekameronie snują wieczorami opowieści. Każda z nich doskonale charakteryzuje kolejnego opowiadacza. W tzw. międzyczasie Saturnin dwoi się i troi, by to jego pan zdobył względy Barbory, doprowadzając ciotkę Katarzynę do wściekłości, a Milouša do poczucia żalu. Bo jak powiedział dziadek - dla Saturnina, dzięki jego fantazji, humorowi i zaskakującym procesom myślowym, nawet rozkład jazdy może być powieścią detektywistyczną. Angielski humor w czeskim wydaniu. Świetne, wyraziste postaci, inteligencja, humor i błyskotliwe monologi. Znakomita! Ponadczasowa! Absurdalna! Prima!
„Czytałem i śmiałem się często. Mina mi zrzedła, kiedy przeczytałem fragment, w którym doktor Vlach stwierdził, że śmiech „to reakcja na przeżyte w rzeczywistości lub wyobraźni niebezpieczeństwo, pojawia się często u osób o inteligencji niższej od przeciętnej”. Trudno. Czytałem dalej i śmiałem się tak samo często”. Artur Andrus (tekst z okładki)
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)
Nowe niebo - Hanna Cygler; czyta: Elżbieta Kijowska
Hanna Cygler jak zwykle niezawodna! Głównym tematem jest zarobkowa emigracja Polaków za wielką wodę do Stanów Zjednoczonych na przełomie XIX i XX wieku, na przykładzie kaszubskiej rodziny Halmanów.
Na początku poznajemy trzy kobiety: Helenę, Felicję i ich ciotkę Matyldę.
Mamy rok 1891. Tytułowe nowe niebo ma być dla nich szansą na egzystencję bez ubóstwa. Okazuje się jednak, że ten Nowy Świat wcale nie jest kolorowy, jak to sobie wyobrażały. Często muszą mierzyć się z biedą gorszą niż w polskim Sitnie. Los sióstr układa się różnie. Starsza Helena, bardziej zdeterminowana, żeby szybko ułożyć sobie życie, wychodzi za mąż za pierwszego lepszego kandydata. I choć pan jest bardzo majętny, przystojny i ułożony, to wybór trafny nie był. Helena dużo jednak będzie musiała przejść i przecierpieć, żeby to zrozumieć. Felicja ma trochę więcej odwagi i zamiast za głosem rozsądku, idzie za głosem serca. Ten wybór początkowo wydaje się trafny i młodzi rozpływają się w szczęściu. Jednak samą miłością i oddaniem długo nie da się wyżyć, i Felicja dużo również wyleje łez, zanim wszystko się ułoży.
Jest jeszcze Matylda – ciotka, która zastępowała Heli i Felicji matkę. Ona też ma swoją nieszczęśliwą historię wielkiej i oddanej miłości.
Bardzo polecam! Świetna lektura, choć miejscami smutna i tragiczna. Audiobook dostępny w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (AS)