W wyniku ataku szerszeni zmarł ojciec i syn, a żona w ciężkim stanie znalazła się w szpitalu. Działo się to w okolicach Zielonej Góry. W Jeleniej Górze do tragedii nie doszło, ale jest coraz więcej interwencji związanych z użądleniem przez owady.
Szybka i gorąca wiosna oraz wilgotne lato to idealne warunki dla rozwoju szerszeni i os.
– Miałem do czynienia z dwoma kokonami szerszeni, które zalęgły się pod zadaszeniem na strzelnicy „Zielona” w Jeżowie i u mnie na działce – powiedział Szymon Dadaczyński, wieloletni działkowicz.
Nie zlekceważył obecności groźnych owadów i powiadomił o tym strażaków, którzy jednak już nie zajmują się likwidacją szerszeni i os, chyba że zalęgną się w budynkach użyteczności publicznej (szkoły, urzędy itp.) i znajdują się na dużych wysokościach.
W pozostałych przypadkach likwidacją niebezpiecznych owadów zajmują się specjalne firmy i kosztuje to od 50 do 150 zł, plus koszty przejazdu. Nie każdego na to stać i często ludzie rezygnują z tak kosztownej interwencji.
Piotr Wincenty zajmował się likwidacją gniazd szerszeni i os. Działa w Jeleniej Górze i w najbliższych okolicach. Zna się na tych groźnych owadach. Nie spala ich, tylko zatruwa i jeśli da się to zrobić, kokony np. szerszeni wywozi do lasu. Za usługę brał od 50 do 100 zł.
Na razie jednak zawiesił działalność. Na szerszą skalę w tym względzie działa firma „Dezder” obsługując cały powiat. W tym roku zlikwidowała około 20 kokonów szerszeni. Za usługę bierze 150 zł. – Cena środków chemicznych dochodzi niekiedy do 70 zł – mówi Antoni Barczykowski z „Dezdera”.
Szerszenie to jednoroczne owady, ale pojawiają się coraz liczniej i w wielu miejscach naszego regionu. Boleśnie i bardzo niebezpiecznie żądlą tylko samice.
W przypadku użądlenia przez osy, szerszenie lub pszczoły należy zgłosić się do lekarza lub na oddział ratunkowy jeleniogórskiego szpitala. Zwłaszcza, jeżeli użądleń jest wiele.
Jad os i szerszeni zawiera toksyny i jeśli ich dawka jest duża, to na skórze występują obrzęki. Charakterystycznym objawem są też trudności z oddychaniem. Pracownicy oddziału ratunkowego szpitala potwierdzają, że w tym roku było więcej niż zwykle przypadków użądleń przez owady.
– Niedawno zgłosił się człowiek zaatakowany przez osy. Miał kilkasiedziąt śladów po żądłach na skórze. Przyjechał sam samochodem, bo nie chciał czekać na pogotowie. Podaliśmy mu leki i nie doszło do tragedii – dowiedzieliśmy się.