Zakazu palenia papierosów na przystankach komunikacji miejskiej domagają się ludzie, których drażni tytoniowy smród. Mówią, że przystanek jest miejscem publicznym, a papierosy – używką. – Skoro w miejscu publicznym nie wolno pić, to dlaczego na palaczy przymyka się oko? – pyta Wiesław Majewski, jeden z pasażerów MZK.
Tymczasem przy przystankach z wiatami (i nie tylko) stoją kosze na śmieci z popielniczkami. Zdaniem palaczy oznacza to, że papieros w oczekiwaniu na autobus nie jest zakazany. – Jeśli komuś przeszkadza dym, to może odejść lub odsunąć się w zawietrzne miejsce. Żyjemy w wolnym kraju. Jeszcze brakowało tylko tego, żeby zakazano mi palić na świeżym powietrzu – denerwuje się Tadeusz Kowalczuk.
Że pozostawione w popielniczkach niedopałki bywają niebezpieczne, przekonują się osoby dbające o czystość przystanków MZK. Problemem są także niedopałki rozrzucane przez pasażerów. – Te jednak można zebrać i wyrzucić, a tlący się pet wrzucony do kubła może spowodować pożar. Widok nadpalonych koszy mówi sam za siebie – usłyszeliśmy od pracowników sprzątających na przystankach.
Przepisy do końca nie są jednoznaczne, bo przystanek jest miejscem publicznym, jednak formalnego zakazu palenia na wiatach, czy słupkach nie ma. – Trudno postawić dymowi granicę, której nie może przekraczać. Co innego palacz, który jest przyłapany na tym, jak zaśmieca niedopałkami przystanek. Jest on upominiany przez straż miejską i może zapłacić mandat – mówią strażnicy. – Nie ma przepisów wykonawczych, aby karać palaczy za to, że palą papierosy w miejscach publicznych – tłumaczy mł. insp. Grzegorz Rybarczyk, rzecznik prasowy straży miejskiej.
Kłopot z „komunikacyjnymi” palaczami tymczasem narasta i nie to nie tylko w miejscach, w których się czeka na autobus. Wandale, najczęściej nieletni, palą papierosy wewnątrz autobusów i „znakują” rozżarzonymi petami siedzenia – wynika z przeglądów, jakim poddawany jest tabor MZK. Dzieje się tak przy znieczulicy innych pasażerów, którzy udają, że problemu nie widzą.