Wiedzieli, że nie dadzą rady, a i tak poszli
Jak pisze Robert na grupie Karkonoskie Szlaki na Facebook'u:
- Bylem na Śnieżce dwie godziny przed wypadkiem. Góra mocno oblodzona, raczki jednak dawały radę. Wiatr bardzo mały, a pogoda wyśmienita. Mogło powstawać złudzenie, że jest OK i nic złego nie może się wydarzyć. Ale pokora i rozsądek to podstawa. Schodząc mijaliśmy ludzi z dziećmi, bez raczków. Pytali czy dadzą radę. Na naszą odpowiedź, że NIE DADZĄ - szli dalej. Przerażające.
- Przy Domu Ślaskim para zakładała raki (alpinistyczne) - jak mówili pożyczone od znajomych. Nie umieli ich zamocować. Zapytalem czy kiedyś szli w takich rakach. Odpowiedź: NIE. Przerażające.
- Niektórzy ludzie nie wyciągają wniosków. Nie mają pokory. Jakąś godzinę później zdarzył sie ten tragiczny wypadek. Trudno oceniać dlaczego tak się stało. Ale patrząc na to, jak niektórzy ludzie z ignorancją podchodzą do rzeczywistości, to człowieka przerażenie ogarnia.
Ekstremalne oblodzenie
Jak pyta inny turysta:
- Jeżeli jest tak ekstremalne oblodzenie, to czy taki szlak nie powinien być zamknięty do odwołania?
Pomimo ostatniego wypadku i dużego oblodzenia zamykanie niektórych szlaków nie jest takie oczywiste. Karkonoski Park Narodowy zaleca używać raczków i kijków trekkingowych. Choć ratownicy GOPR Karkonosze w ostatnim czasie wyjątkowo często udzielają pomocy poszkodowanym w wypadkach, z których większość doznała kontuzji z powodu oblodzenia, to decyzji o zamykaniu szlaków nie ma.
Tymczasem szlak tzw. zakosami na Śnieżkę jest już wyjątkowo mocno oblodzony, a łańcuchy, która mają być niejako poręczą i pomocą dla turystów, schowały się już prawie całkowicie pod śniegiem (na górze jest ok. 1,5 metra śniegu; najwięcej w Polsce). Obecnie nie ma się czego przytrzymać.
Dużo interwencji
Także po drugiej stronie Śnieżki czescy ratownicy również często udzielają pomocy po upadkach na lodzie, a ostatnio pomagali polskiej turystce, która na stromym stoku nie utrzymała się na szlaku. Zsunęła się, ale nie doznała poważnych obrażeń.
- Jeśli leży sam śnieg to owszem, ludzi na Śnieżkę można wpuszczać zakosami, ale jak jest taka sytuacja jak obecnie, że na samej górze łańcuchów prawie nie widać oraz jest wyjątkowe oblodzenie, to czy z automatu ten szlak nie powinien być zamknięty? Dla bezpieczeństwa nieświadomych - dodaje inny turysta.
Ratownicy też spadli, raki nie pomogły
W styczniu 1975 r. było również podobne mocne oblodzenie jak teraz. Dokładnie mniej więcej w tym samym miejscu co w tym tygodniu spadły dwie osoby, kiedyś zginął turysta i dwaj czescy ratownicy. Ratownicy, czyli przygotowani profesjonaliści. Mieli na nogach założone specjalistyczne raki i pomimo tego również spadli do Kotła Łomniczki. Tak było ślisko. Jak obecnie...