Zaczęło się w roku 2007 od debaty o „przeklętej ziemi obiecanej”, skończyło – po 39 spotkaniach – w grudniu roku minionego dyskusją o czy to mitycznym, czy to prawdziwym, czy to wyimaginowanym plemieniu Wierzcholców. – Nie bądźmy zgorszeni, że rzeczywistość tańczy – takimi słowami zakończył wówczas cykl Obserwatorium Karkonoskiego jego współtwórca, autor wstępów i koncepcji Andrzej Więckowski.
Rzeczywistość de facto tańczyła. Zaczynał OK prowadzić jako pracownik akademicki w Kolegium Karkonoskim, kończył – jako wicestarosta w zarządzie powiatu jeleniogórskiego. W takiej też roli pojawił się dziś. Jako urzędnik o potędze pióra pisarza. Jak jednak zaznaczył, nigdy nie stworzono mu atmosfery, w której mógłby swobodnie przelać wszystkie myśli na papier i nic innego nie robić.
Mimo to powstała książka „Wejście na świętą górę” zawierająca poszerzoną wersję esejów wygłoszonych podczas debat OK, o której Andrzej Więckowski rozmawiał dziś z Pawłem M. Krzaczkowskim. Obydwu panów wysłuchało najwierniejsza publiczność, która także obecna była na debatach OK. Dyrektor gospodarza wydarzenia Biura Wystaw Artystycznych Janina Hobgarska podziękowała mecenatom, dzięki którym organizowano debaty i wydano książkę. Dodajmy, że każdy uczestnik promocji dostał po egzemplarzu w prezencie.
Paweł M. Krzaczkowski zauważył, że „Wejście na świętą górę” ujmuje trzy punkty widzenia autora związanego z Wrocławiem, Berlinem i regionem jeleniogórskim. Stanowi zbiór dzieł rozmaitych, gatunkowo przemieszanych, pisanych a to prozą poetycką, a to filozoficzno-eseistyczną, a to publicystyczną. Jest w pozycji wiele wspomnień, lecz także równie dużo odniesień do współczesności, zwłaszcza co się tyczy stosunków polsko-niemieckich.
W narrację pozycji w sposób szczególny wpisują się jednak kulturowe uwarunkowania i duch regionu. Jak to ujął Andrzej Więckowski, duch, który sprawił, że Kotlina Jeleniogórska była i jest szczególna ze względów rozmaitych. Dziejowe wydarzenia sprawiły jednak, że została pozbawiona swojej tożsamości i stara się budować ją na nowo. Zresztą temu – ogólnie rzecz biorąc – poświęcono część debat Obserwatorium Karkonoskiego.
– W tę narrację wpisuje się wiele elementów, choćby Hotel Gołębiewski – zaznaczył Andrzej Więckowski. Dodał, że ta budząca tyle emocji inwestycja rodzi wiele paradoksów, ale już stanowi część naszego krajobrazu. – To wyglądem dla wielu pozostało straszne, ale spowodowało wiele zjawisk, o których nikt wcześniej nie myślał – podkreślił.
Opowiedział zebranym, że po hotelu oprowadzał go sam właściciel. Obiekty, o których mówi się wiele i pisze od lat, tam powstały za pstryknięciem palca. – Dwie sale na dwa tysiące osób (Filharmonia Dolnośląska ma 320 miejsc), hektar powierzchni basenów.
Do tego ta inwestycja wymusiła na gestorach turystyki podwyższenie płac i zatrudnienie „na biało” personelu. Gołębiewski bowiem wyssał rynek pracy ze zdolnych ludzi, a właściciele pensjonatów – chcąc zachować najlepszych – musieli im poprawić warunki. No i przy okazji spadło bezrobocie. Andrzej Więckowski podał przykład Hotelu Gołębiewski jako fenomenu, który wpisuje się w krajobraz karkonoski wbrew krytykom i na przekór narracji utopijnej. I przy okazji nie wynikają z tego same kłopoty (wręcz przeciwnie), lecz do ideału brakuje sporo.
Część dyskusji poświęcono kulturze duchowej, o której autor sporo napisał w „Wejściu na świętą górę”. Była mowa o niemieckim pojęciu „Kulturlandschaft”, o zestawieniu kultury niemieckiej – z różnych przyczyn będącej w mniemaniu autora pełną – z wytworami rodzimymi, które grzeszą bylejakością, grząskością materii i niepełnością. Poruszono także pojęcie folkizmu i jego związki z nazizmem, często mylnie interpretowanym. Andrzej Więckowski wysnuł wniosek, że nam, dzisiejszym mieszkańcom, często brakuje pędu ku jakości, ku wiedzy, ku nasyceniu. Brakuje nam też płomiennych mistrzów – dodał.
Mówiono także o władzy i polityce. Bo – jak wspomniano – Andrzej Więckowski jest dziś urzędnikiem, ale – jak sam przyznał – „został rzucony decyzja odgórną na odcinek” i może niewiele albo prawie nic. Wszystko przez bardzo skomplikowane tryby władzy, o których się nie ma pojęcia, dopóki samemu się ich nie pozna.
– Sam niejednokrotnie występowałem w roli krytyka władzy, dziś wiem, że wielu rzeczy po prostu się nie da zrobić. Można podpisać decyzję, zwolnić dyrektora, ale czy to coś da? – zapytał dodając nieśmiało, że gdyby niektóre urzędy zlikwidowano, to może ludzie by tego nawet nie zauważyli. Andrzej Więckowski podkreślił jednak, że niektóre stanowiska władzy wiążą się ze szczególną odpowiedzialnością. – Nie zazdroszczę Marcinowi Zawile – powiedział. Dodał przy okazji, że gdyby dane mu było dzierżyć pałeczkę władzy w Jeleniej Górze, zacząłby od fundacji uniwersytetu.
W dyskusji zarzucono autorowi zbytnią fascynację niemieckością, choć pojawiły się też głosy (Romuald Witczak), że zawarte w „Wejściu na świętą górę” odniesienie do stosunków polsko-niemieckich jest bardzo cenne. Autor odparł, że w żadnym przypadku nie apologizuje Niemców, jedynie analizuje zjawiska. Co do pisania o Niemcach zaznaczył, że Polakom wciąż brak odpowiedniego dystansu do tej sprawy. – Najpierw się ich potępiało po wojnie, a po 1989 roku – zupełnie odwrotnie. Czegoś zabrakło – podsumował. Wyraził też żal, że nie wszystko, co zamierzał, udało się w książce pomieścić, choćby więcej refleksji o Dolinie Pałaców i Ogrodów.
Na koniec Paweł Krzaczkowski zaproponował Andrzejowi Więckowskiemu krótką ankietę. – Co powiesz, kiedy przyjdzie ci stanąć przed Bogiem? – zapytał. – Wybacz, Panie – odpowiedział indagowany. Wcześniej zastrzegł, że książka niczego nie kończy i – być może – Obserwatorium Karkonoskie będzie kontynuowane. Sam autor ma też jeszcze inne plany wydawnicze, które – o ile czas pozwoli – wkrótce zrealizuje.