O godz. 8 na przystanku przy ulicy Sygietyńskiego jeleniogórzanka dobiegła do autobusu nr 17. — Pojazd był prawie pusty. Nie było możliwości, aby kierowca mnie nie zauważył. Dojechał do przystanku i zatrzymał się. Dobiegłam też i ja. Stanęłam przed zamkniętymi drzwiami. Te jednak nie otwierzyły się i autobus, pozostawiając mnie zdumioną na przystanku, odjechał.
Kolejny przykry przypadek miał miejsce 10 minut później na przystanku przy urzędzie miasta (al. Wojska Polskiego). Dojechała tam 12, w którą wsiadła pasażerka. Ponieważ jednak nie było napisane w środku, dokąd jedzie, a kobieta tego nie wiedziała, zapytała kierowcy. – Tam pisze! – burknął prowadzący. – Rzecz w tym, że „nie pisało”. Tablica świetlna umieszczona na przedniej szybie, była czarna. Nawet nie było na niej numeru linii. Podobnie pusta była tablica boczna! – pisze do nas Czytelniczka.
Sprawę przekazaliśmy pełniącemu obowiązki prezesowi MZK spółka z. o o Markowi Woźniakowi, który obiecał wyciągnąć konsekwencje od kierowców, jeśli okaże się, że rzeczywiście zdarzyło się to, co się zdarzyło. Wiadomo, że problemu by nie było, jeśli każdy z panów za kierownicą zachowywał się uprzejmie. Czy zawsze tak jest? Najlepiej wiedzą pasażerowie przewoźnika.