Drogi regionalne nie dość, że są w kiepskim stanie, to jeszcze fatalnie oznakowane. Na niektórych brakuje nawet tablic z nazwą miejscowości, do których wjeżdżają zmotoryzowani. Nie mówiąc o drogowskazach. Kierowcy, zwłaszcza spoza regionu jeleniogórskiego, bez mapy nie mają szans na bezstresową podróż po atrakcyjnych zakątkach.
Co z tego, że widoki są piękne, kiedy – zamiast podziwiania – zwiedzający muszą zastanowić się, gdzie są i jak trafić do miejscowości, do którego chcą się udać? Najgorzej pod tym względem jest w powiecie lwóweckim (choć nie wykluczone, że są jeszcze gorsze miejsca…). Bywa, że drogowskazów przy drodze nie ma wcale. Turyści, niczym odkrywcy, muszą patrzeć się na mapę, a nie przez okno.
W Kłopotnicy, na przykład, brakuje znaku, że równa asfaltowa droga jest w sumie ślepa i prowadzi do kopalni bazaltu. Kierowcy dojeżdżają do przejazdu kolejowego, zamkniętego na amen. Łudzą się, że być może przejedzie zaraz pociąg i rogatki zostaną otwarte. – Nam starczyło cierpliwości na kwadrans. Nie ma ani krzyża św. Andrzeja, ani pulsujących świateł. Nic, zero informacji – mówią jeleniogórzanie, którzy wczoraj udali się na samochodową przejażdżkę.
Beznadziejnie oznakowana jest droga z Wojciechowa do Pilchowic. Nie ma żadnego drogowskazu, który kierowałby do miejscowości Klecza i Łupki. A w okolicy znajduje się przecież Pałac Lenno i ruiny najstarszego w Polsce zamku! Kto nie zna terenu i nie zasięgnie języka u miejscowych. Może wyjechać w zupełnie nieznanym miejscu, a droga okazuje się ślepa. W Kleczy brak tablicy informacyjnej z nazwą wsi.
Do tego trzeba dodać fatalny stan nawierzchni. Jezdnia traktu, który prowadzi z Kopańca i Antoniowa do Rębiszowa, woła o pomstę do nieba. Drogę zniszczyły letnie nawałnice. Pokonanie niektórych odcinków osobowym autem – zwłaszcza kiedy spadnie deszcz – jest bardzo trudne jeśli nie niemożliwe.
To pewnie tylko garść przykładów z jednej wycieczki. Można przypuszczać, że takich mankamentów w regionie mieniących się turystyczną perełką Dolnego Śląska, jest znacznie więcej.