O inicjatywie samorządów z regionu jeleniogórskiego, które w likwidacji połączeń kolejowych upatrują klęski nie tylko komunikacyjnej, poinformowała dziś Marzena Machałek, posłanka Prawa i Sprawiedliwości. Na konferencję zaprosiła nie tylko przedstawicieli władzy, lecz także reprezentanta spółki PKP Intercity oraz członka Komitetu Obrony Linii Kolejowych.
– Planowana i już wprowadzona w życie likwidacja połączeń Jeleniej Góry, Szklarskiej Poręby z resztą kraju musi doprowadzić do marginalizacji naszego regionu. Nie mamy dobrych dróg, nie będziemy mieć pociągów. Tak być nie może – mówiła wzburzona posłanka Machałek. Zawieszony będzie od pojutrza pociąg pospieszny Karkonosze z Warszawy na odcinku Wrocław – Jelenia Góra. Od października do Szklarskiej Poręby nie będą dojeżdżały pociągi, które uruchomiono wskutek tzw. deklaracji sudeckiej: Kamieńczyk, Szklarka i Strzeliniec.
Dlaczego tak się stanie? Krzysztof Ryfa, przedstawiciel PKP Intercity, ma gotową odpowiedź. – Połączenia, które przejęliśmy w grudniu ubiegłego roku, nie przyniosły oczekiwanych wyników ekonomicznych. Ministerstwo Infrastruktury zmniejszyło dotację do linii międzymiastowych. Nie udało się jej zwiększyć. Zaproponowaliśmy ministerstwu listę zmian i została ona zaakceptowana – powiedział, podkreślając, że ograniczenia w rozkładzie nie wynikają z decyzji spółki.
– Co w takim razie spółka zrobiła, żeby poszukać innych oszczędności, zamiast likwidować linie? – padło pytanie jednego z dziennikarzy. K. Ryfa odpowiedziało ogólnikowo, że Intercity wciąż pracuje nad racjonalizacją kosztów i nie może prowadzić działalności niedochodowej, bo jest spółką prawa handlowego. Tymczasem połączenia pospieszne na odcinku Jelenia Góra – Wrocław są nierentowne.
– Spotykamy się z pretensjami pasażerów, którzy nie potrafią zrozumieć, dlaczego muszą płacić za bilet pociągu pospiesznego, który 130 kilometrów pokonuje w niemal cztery godziny – podkreślił Krzysztof Ryfa. Dodał też, że jedynym światełkiem w tunelu jest poprawa stanu torowiska, która pozwoli na zmniejszenie czasu przejazdu i przyspieszenie pociągów. – Pod koniec lat 80. pociąg do Wrocławia z Jeleniej Góry jechał około półtorej godziny. Przy takim czasie połączenie na pewno byłoby bardziej rentowne – zasugerował.
Uczestnicy konferencji podkreślili, że naprawa linii nr 274 (JG – Wrocław) to absolutny priorytet, ale i tu zdarzają się absurdy. 40 milionów złotych kosztowała modernizacja łuku torów w Świebodzicach. Dzięki tej naprawie czas przejazdu pociągu skrócił się o…. pół minuty! – Jeśli dalej będziemy w ten sposób remontować tory, to daleko nie zajedziemy – usłyszeliśmy.
Jak podkreślił sekretarz Szklarskiej Poręby Feliks Rosik, kurort pod Szrenicą mocno odczuje odcięcie od dalekobieżnych linii kolejowych. – U nas sezon trwa cały rok. Wielu turystów przyjeżdża tu tylko dlatego, że są bezpośrednie pociągi. Na pewno nie zachęci ich do odwiedzin perspektywa przesiadki w Jeleniej Górze. Będzie to też absurdem, kiedy ruszy zrewitalizowana linia do granicy państwa i dalej do Czech. Kto z głębi Polski będzie chciał z tego połączenia skorzystać, będzie musiał się przesiąść trzy razy! – mówił Rosik. W podobnym tonie wypowiedział się przedstawiciel Piechowic.
Zdaniem posłanki Machałek obrona nawet najmniejszej liczby pasażerów to sprawa najważniejsza. – Dziś z Warszawy przyjechało 150 osób. W weekendy bywa ich znacznie więcej. Nie można jednak odzwyczajać ich od pociągu. Kiedy zawieszony zostanie pociąg do Warszawy, a po kilku miesiącach wróci do rozkładu, ludzie nie będą z niego już tak chętnie korzystać. I wtedy rzeczywiście będzie powód do jego likwidacji – mówiła parlamentarzystka.
W jej opinii naganne jest także sztuczne ograniczanie popytu. Intercity uruchomiło weekendowy ekspres Pogórze, którym mało kto do Warszawy jeździł z uwagi na niewygodne godziny kursowania. Spółka tłumaczy, że szukała pasażerów na innym odcinku. Nie znalazła ich, ale też pociąg okazał się kompletnym nieporozumieniem. Zamiast oszczędności powstały niczym nie uzasadnione koszty.
Tymczasem likwidacja linii kolejowych budzi coraz więcej emocji. Mówił o tym Grzegorz Oleś, przedstawiciel Komitetu Obrony Linii Kolejowych. Do protestów dołączyli się nawet mieszkańcy Legnicy, choć miasto leży poza zasięgiem kolejowych „kombinacji”. Gorzkie słowa padły też pod adresem organizacji kolejnictwa w Polsce. – Każda spółka działa nie współpracując z pozostałymi i wynika z tego jeden wielki bałagan. Błędne koło! – usłyszeliśmy.
– Z protestem do marszałków sejmu, sejmiku oraz przewodniczącego sejmiku wojewódzkiego wystąpili też radni miejscy – poinformował Ireneusz Łojek, radny PIS. Rajcy potępili zamiar komunikacyjnej marginalizacji stolicy Karkonoszy i jej okolic. – Dojdzie do tego, że łatwiej nam będzie dojechać do Pragi i Berlina niż do stolic regionu i Polski – dodał.